środa, 31 października 2018

Gdzie oni są?...ci wszyscy wasi przyjaciele? (Tekst z dnia 31 października 2018 roku.)


Mogła bym coś powiedzieć o Pawle Kukizie, ale od 3 lat omijam ten temat, bo uważam go za nieważny. Nawet wtedy, kiedy ten artysta z bożej łaski zdobył 20% poparcia w wyborach prezydenckich, widziałam go tylko, jako samo unicestwiającą się maszynę. I to niestety się sprawdza. Nie można liczyć na to, że zbierze się grupę ludzi, których w zasadzie nic nie łączy oprócz wewnętrznego buntu, i stworzy z nich coś realnego w polityce. Polityka bowiem jest dla tych, którzy potrafią znaleźć to, co ludzi łączy, a nie to co dzieli. Nie będę się więc tym zajmować w oczekiwaniu, kiedy ruch Pawła Kukiza sam, na własne życzenie odleci w przeszłość, pomimo że sam lider tego zboru bardzo ostatnio popłynął. Mogę tylko wyrazić swój żal nad człowiekiem, który zderzył się w brutalny sposób z polityczną rzeczywistością, którą, jak mu się wydawało, rozumie. Nie, artysta nigdy nie będzie dobrym politykiem. Chociaż oczywiście jest obywatelem i ma prawo głosu i czynne oraz bierne prawo wyborcze. Żałuję Pawła Kukiza. Mógł zostać na pozycji buntownika i zachować twarz. Tymczasem przyczynił się do wielu złych rzeczy, które się w Polsce zadziały. Ocena historyczna będzie raczej marna. Twarz splamione polityczną prostytucją, a mogła być twarzą realnego buntu... Szkoda, chociaż było, minęło. Temat nie wart naszej uwagi, naszej oceny. Może być tylko ostrzeżeniem dla innych artystów, którzy wykroczą w swej działalności poza ramy swego artystycznego dzieła...
Lepiej pogadajmy, jak zresztą bardzo często, o naszym ukochanym prezydencie, Andrzeju Dudzie...Chociaż przyznam szczerze, dużo przyjemniej się mówi o Kukizie, nomen omen zagubionej artystycznej duszy w świecie polityki, niż o tym debilu który mam nadzieję tymczasowo pełni rolę prezydenta. On niestety zagubioną duszą wartą naszego współczucia na pewno nie jest. A obserwując go w ciągu ostatnich kilku dni, w ogóle już nie wiem kim jest. Chyba pierdolonym królem, który właśnie abdykował, ale nie w swoim własnym imieniu lecz w imieniu całego państwa.
Każdy normalny kraj planuje swoje wydatki. Ma zawsze zabezpieczoną pewną pulę pieniędzy na nieprzewidziane wydarzenia, na klęski żywiołowe, ale większość wydatków powinna być dokładnie zaplanowana i przewidziana. I generalna zasada w porządnym budżecie, zarówno domowym, jak i państwowym jest taka, że nigdy, pod żadnym pozorem, żeby nie wiem co się działo, nie brać pieniędzy przeznaczonych na zapłatę za prąd, żeby kupić wódkę. Chodzi mi po prostu o to, że panowanie nad finansami nie może polegać na swobodnym zatykaniu dziur pieniędzmi przeznaczonymi na coś innego, bo w ten sposób zawsze gdzieś na końcu pozostaje dziura. I chyba właśnie nam się ujawniła jedna z takich dziur z okazji obchodów stulecia niepodległości. Jak nas zapewniano, będą to bardzo huczne obchody, na które budżet państwa przeznaczył 200 milionów złotych. Dziś, na dwa tygodnie przed tym świętem, wygląda na to, że albo PiS nam w tajemnicy szykuje jakąś ogromną niespodziankę ( aż ciarki przechodzą na samą myśl), albo po prostu przejebali te wszystkie pieniądze, może na wyprawki lub na inny socjal, bo przecież trzeba było kupić sobie głosy wyborców, a na organizację uroczystości nic już nie zostało. Miała być w Polsce na obchodach 11 listopada śmietanka światowych przywódców, miały być koncerty i fajerwerki, a skończy się na ogólnopolskim odśpiewaniu hymnu przez obywateli, za darmo oczywiście. Ja się więc pytam, gdzie jest ta forsa? Na co zostało wydane 200 milionów złotych polskich? Ach, pomnik Lecha Kaczyńskiego odrodziciela stanie na placu Piłsudskiego...I co, czy ten pomnik jest wyrzeźbiony ze szczerego złota, kurwa, że tyle kosztował? Jak rozumiem, „latanie” pana Dudy z wieńcami od pomnika do pomnika, nie naraża naszego budżetu na dodatkowe koszty, bo osobnik ten jest w służbie kraju 24 godziny na dobę, za które już raz ma zapłacone. Na hotele i ochronę dla zagranicznych gości także nie będzie potrzeba ani grosza. Jaka więc niespodzianka nas czeka w tym wyjątkowym dniu? Co nam PiS objawi za te pieniądze? I jeszcze jedno ważne pytanie... Wiem, że nasze święto niepodległości zbiega się w czasie z datą zakończenia I wojny światowej. Jest oczywiste, że inne państwa mają w tym czasie swoje, tak samo ważne obchody...Ale może jeśli nie premierzy, to chociaż wicepremierzy przyjęli by zaproszenie, albo wiceprezydenci... Nie? Żaden się nie pofatyguje? To może chociaż królowe i królowie, wiecie, ci, którzy wprawdzie królują lecz nie rządzą. Mają więc dużo czasu na takie kurtuazyjne wizyty...Żaden z nich także nie przyjął zaproszenia? Żaden ostatni w kolejności minister, żaden sekretarz? A, Orban rozważa przyjazd do Polski, bo jego kraj w tych wielkich wojnach zwykle zaparkował po tej niewłaściwej stronie barykady, więc nie chce wraz z wielkimi tego świata obchodzić nie swojego zwycięstwa. Zbieżność tych dat to nie jest informacja z ostatniej chwili, było to wiadomo od początku. Dlaczego więc PiS tak głośno zapowiadał przybycie głów państw całego świata. Jasnym jest, że niepodległość nie jest zdobyczą jednej chwili lecz długotrwałym okresem walki i procesem. Nie było by więc żadnego problemu, gdyby PIS zaczął świętować 11 listopada, a obchody zakończył w następną niedzielę z udziałem znakomitych gości. Ale oni doskonale wiedzą, że nikt nie przyjedzie, ani dzień przed, ani dzień po, ani tydzień później. Nikt nie chce podawać ręki ludziom, którzy mogą zniszczyć nie tylko Polskę, mogą również zarazić nienawiścią całą Europę. Nawet nasz największy sojusznik Donald Trump nas olał, czy choćby wzór do naśladowania, prezydent Erdogan.
PISdy nam cały czas wmawiają, że nie jesteśmy osamotnieni, że wszyscy nas kochają, a szczególnie ich, jako prawdziwych Polaków, że dobra zmiana wzbudza podziw na świecie, że mamy wielu przyjaciół i sojuszników, którzy stoją za nami murem. A ja się zapytam słowami poety: Gdzie oni kurwa są ci wszyscy wasi przyjaciele? A może PISdy w ogóle nie zamierzały nikogo zapraszać???
Dla nas, Polaków, powinno to być szczególnie radosne święto. Wystarczy popatrzeć, jak obchodzi się narodowe święta w innych krajach. Jakie radosne parady odbywają się w USA, w krajach Ameryki Południowej lub bliżej, choćby w takiej Irlandii, gdzie w pubach strumieniami leje się zielone piwo i nawet wody w rzekach barwi się na zielono. U nas jak zwykle będą gorzkie żale, wspominanie nieszczęść, które spotkały Polskę, zatruwanie każdej minuty katastrofą smoleńską. A jeśli coś się będzie tego dnia lało w nadmiarze, to chyba tylko wino mszalne. Jeśli sobie wyobrażę wszystko to, co może nas tego dnia spotkać: Całodniowe oglądanie spasionych kiecek biskupich, słuchanie pieśni żałobnych, składanie wieńców...a jak jeszcze sobie pomyśle, co może powiedzieć Andrzej Duda, jeśli da upust fantazji i jak zwykle popłynie, to mam naprawdę ochotę wyjechać na bezludną wyspę, gdzie mnie żaden telewizor nie dopadnie i zapomnieć o tym święcie.
Wszystko to jednak było by do przełknięcia. Wiem bowiem, że my, Polacy z natury jesteśmy bardzo patetyczni. Wydaje nam się, że obchodzenie jakiegokolwiek święta na wesoło, rani nasze uczucia patriotyczne. Jestem to w stanie obywatelom wybaczyć. Ale nie mogę wybaczyć prezydentowi, czy kto tam jeszcze udaje, że rządzi, tej abdykacji przed narodowcami. Żeby jakieś mendy z lasu, wyprosiły prezydenta Polski z marszu niepodległości, żeby prezydent musiał im zejść z drogi, to jest po prostu nie do pojęcia. Nie mogę sobie wyobrazić, by na czele państwa stał człowiek, całkowicie pozbawiony honoru, którego każda uliczna szmata może pogonić, jak jakiegoś niewolnika. A w takim układzie muszę niestety zadać to pytanie: Kto kurwa w tym kraju rządzi. Bo może się okazać, że kiedy w dniu 12 listopada, łaskawie darowanym Polakom, jako dzień wolny od pracy, otworzymy oczy, to w pałacu będzie urzędował jakiś kibol z szalikiem na gębie, a oficjalnym dyplomatycznym ubiorem stanie się dres!
Nam się ciągle zdaje, że nami rządzi PIS, ale kiedy staną przy nich z jednej strony kibole, a z drugiej biskupi, to nagle się okazuje, że ranga PISzy spada właściwie do zera.
Polska już nie jest Polską lecz wstydem. Polska już nie jest krajem wolnych ludzi, lecz strachem. Wszyscy trzymamy w rękach białe flagi, a nie biało-czerwone i machamy nimi w wielkiej trwodze. I jesteśmy coraz bardziej bezsilni, bo wiemy, że nikt nas nie uratuje, że siła jest po tamtej stronie. Możemy jeszcze hurtem pójść na wybory. Możemy siłą karki wyborczej odebrać Kaczyńskiemu władzę, rozliczyć, innych posadzić w więzieniach. Oczywiście, jeśli się po prostu wreszcie weźmiemy do kupy... Lecz na nazistów karta wyborcza jest za słaba.
Czasami historia, jaka dzieje się na naszych oczach, przypomina bezwładną kulę zepchniętą ze zbocza góry. Ona sama się napędza i sama nabiera przyspieszenia. I chociaż nam się wydaje, że jeszcze zdążymy ją zatrzymać, nasze życie wymyka nam się z rąk. Po prostu przegapiliśmy moment, przespaliśmy swój czas. Teraz możemy się tylko przyglądać, jak toczy się życie, które jest niewiadomą. Bo wcale nie mamy pewności, że kiedy ta rozpędzona kula uderzy w ziemie, to wylezie z nich PIS. Bo może to być jakiś nowy Hitler z naszą narodowa flagą, zrodzony z polskiej matki, na polskiej ziemi.



czwartek, 25 października 2018

Nasza nienawiść narodowa. ( Tekst z dnia 25 października 2018 roku)




Powiem WAM, że mnie już skręca, mierzi mnie o tym słuchać i przewala mi się w żołądku na samą myśl, że już za 2 tygodnie będziemy znowu przeżywać tak zwane „narodowe święto”. A już pot zimny mnie oblewa, kiedy sobie przypomnę, że będzie to stulecie niepodległości i wyobrażam sobie, co też nasza kochana władz zaplanowała przy tak znaczącej okazji.
Po pierwsze, aż się boję zapytać, stulecie czego będziemy tak naprawdę obchodzić? Bo ta nasza historia ostatnich 100 lat przypomina raczej „stosunek przerywany”. Trudno bowiem uznać, że 5 lat okupacji, można wliczyć w ten stuletni okres niepodległości. Cały czas słyszę, że ponad 40 letni okres komuny też był nie do końca niepodległy. Ostatnio nawet wmawia się ludziom, że po roku 1989, także byliśmy w niewoli, jakiejś postkomuny, jakiegoś układu.... Aż dziw bierz, że nas do Unii Europejskiej przyjęli, jako kraj nie do końca suwerenny. Dziś retoryka jest taka, że dopiero od 2015 roku, usiłujemy odzyskać całkowitą niepodległość. Ale, jak wiemy, Kaczyński ciągle dochodzi do prawdy i końca tej drogi nie widać. Więc niech mnie w końcu ktoś uświadomi, co my będziemy świętować 11 listopada, bo straciłam orientację...
Co by to jednak nie było, skóra cierpnie na myśl, że znowu narodowe bydło wylegnie na ulicę, że normalni, zwyczajni i kulturalni ludzie, nie będą mogli w spokoju spacerować po ulicach, że się będą chować po bramach, jak podczas łapanki. Wiemy już, że bóg, honor i Ojczyzna będą patronować obchodom tego święta, a to oznacza, że możemy się spodziewać wszystkiego najgorszego, że każdy bandyta, który założy biało-czerwona opaskę, albo „wywali” nagie ramie z tatuażem przedstawiającym symbol Polski walczącej, będzie bezkarny i nietykalny.
To wszystko sprawia, że zaczynam tęsknic za 22 lipca...wiecie: ciepło, buda z kiełbasą, musztardą i bułą, wódka w plastikowych kubkach, garnek z pieczonym kurczakiem na rodzinnym pikniku w lesie, amfiteatr nad jeziorem, gdzie zapraszano prawdziwe gwiazdy, strażackie pokazy, tańce na świeżym powietrzu przy orkiestrze ... I co by nie mówić o tamtych ciemnych czasach...Panowie komuniści ze świecznika świętowali sobie oficjalnie w Warszawie, ale wśród Polaków nie było tyle nienawiści. Nie było podziałów. Kiedy trzeba było, obok rolnika siadała ekspedientka ze sklepu, na tym samym kocu gminny sekretarz PZPR wcinał taką samą kiełbasą, a miejscowy policjant nie musiał nikogo pilnować i rozdzielać, więc się szwendał między ludźmi i patrzył, gdzie jeszcze może się na chwile przykleić i zwilżyć gardło świeżo ugotowanym bimbrem, który oczywiście w tamtych czasach był bardzo surowo zabroniony.
Wiele było mroku w tamtych czasach, wiele biedy, niesprawiedliwości i strachu. Ale jakoś wszyscy bardziej czuliśmy się Polakami. Widzieliśmy swoje wady, umieliśmy się z nich pośmiać i może nawet urządziliśmy się niepoprawnie w tak zwanej dupie. Ale nie było w nas tyle zawiści, tyle mściwości, tylu podziałów.
Dziś czuję się mnie Polską, niż wtedy, bo słowo Polska zostało mi odebrane. Ukradli je kibole, uliczni bandyci, ukradła policja, która tych ludzi chroni. Ukradła mi je władza, która sama wyznaczyła ramki, kto Polakiem być może, a kto nie powinien. Nie mogę niestety, z tymi ludźmi się utożsamiać. Nie wiem więc, kim jestem, bo jeśli „oni” są tymi najprawdziwszymi Polakami, to ja swoją polskość utraciłam. Czasami szukam winy w sobie. Łapię się na tym, że zmuszona do oglądania sportowców w zakłamanej telewizji publicznej, mam wewnętrzny opór, by kibicować naszym, bo moja podświadomość niesłusznie sugeruje, że ci sportowcy, którzy pozwalają, by ich oglądano w tej telewizji, którzy przyjmują ordery od Dudy, jedzą kolację z premierem, że oni też są w jakiś sposób zaprzedanymi wrogami. Tak nam PISowskie rządy popierdoliły w głowach, że tracimy poczucie rzeczywistości. I niech mi nikt nie mówi, że to nie miało na niego wpływu. Kiedyś, spotykając Polaka na ulicy, cieszyłam się, że to po prostu Polak, a dziś boję się odezwać, bo może się okazać, że to jest „Polaczek”, a może, co najgorsze, tan „Polak najprawdziwszy”. Wszyscy się żeśmy temu poddali. Wszyscy, chociaż byliśmy kiedyś racjonalnymi i dobrymi ludźmi. Dziś każdy z nas nosi w sercu wirus nienawiści. Zaszczepił go nam PIS, zaszczepił Rydzyk, zaszczepili Polacy, którzy są po tamtej stronie.
Uważam za fałszywe nawoływania PISu, byśmy wszyscy razem obchodzili to dziwaczne święto. Nie wiem, co kochana władza miała na myśli mówiąc „wszyscy”. Bo przecież my, obywatele gorszego sortu, tacy już nie do końca Polacy, element animalny, mordy zdradziecki, kanalie, byli prezydenci, wolni sędziowie, wolne media itd...itd..., nie będziemy mile widziani tego dnia na ulicach.
Wielu z WAS nawołuje, byśmy się pogodzili, byśmy zakopali rowy, zapomnieli krzywdy...To chyba nie jest już możliwe odkąd jakieś PISdy znalazły w nas i w „nich” to co nas różni i dokarmiały, aż zaczęło nami rządzić.
To smutne, nie ma już dla nas nadziei. Musieli byśmy wszystko zaorać i zaczynać budować od nowa. To właśnie zrobił nam PIS! Nawet jeśli przeminie, pozostaną między nami rachunki nie do wyrównania.
Boję się bardzo tego nadchodzącego święta. Bo przecież napięta do granic wytrzymałości struna, musi kiedyś pęknąć. Kiedyś ktoś nie wytrzyma i nie ważne po której stronie barykady będzie stał.
Ta droga, którą idziemy musi zakończył się katastrofą. Taką nienawiść może zmyć tylko krew.



środa, 24 października 2018

Mistrzunio...( Tekst z dnia 24 października 2018 roku.)


Wczoraj pisałam WAM, jak bardzo jestem dumna z Polaków po wyborach samorządowych i jak wiele znalazłam nadziei w tym, co się w niedziele wydarzyło. Ale, jak wiecie, duma narodowa normalnych Polaków nie może wytrzymać 24 godzin. Mój nastrój też prysnął bardzo szybko. Nie, nie dlatego, że PIS zdobył sporo mandatów we wschodniej Polsce, że w tak zwanych sejmikach jest partią wyraźnie zwycięską, poprawiającą swój wynik sprzed 4 lat. Mam na tyle realnego spojrzenia, by nawet nie winić tych ludzi, którzy na PIS zagłosowali, składać takie rezultaty na kark ich głupoty. Musimy niestety pogodzić się z myślą, że w wielu regionach Polski dociera tylko publiczna telewizja, a nawet jeśli kogoś stać na satelitę lub ma inne programy z telewizji naziemnej, to zła fama wobec wolnych mediów jest tak wielka, że ze strachu ich nie oglądają. Do tego jeszcze dochodzi aspekt patriotyczny, kiedy się ludiom wmawia, że wszystkie wolne media należą do Niemców i bardziej chcą zaszkodzić Polsce, niż dla niej pracować. No i oczywiście swoją cegiełkę dokłada kościół, który widzi w prywatnych stacjach dominację jakiś wyimaginowanych sił nieczystych. Mówię o tym od trzech lat, że jest nam potrzebna praca u podstaw, że musimy uczyć ludzi sprawdzania informacji, a wiadomości usłyszanej tylko z jednego źródła uznawania za niewiarygodną. Niestety bardzo sobie ten problem lekceważymy i uważamy, że na wschodzie, to ludzie są głupi, bo głosują na PIS. A tak naprawdę oni są odcięci od rzetelnej informacji, co nie daje im żadnego wyboru. To, co mówi telewizja Kurskiego, jest święte, kłamstwa premiera nie mają żadnej alternatywy, a jedynym innym źródłem informacji jest medium z ryjem z Torunia. Najważniejsze, co musimy zrobić dla Polski, to obronić wolne media, rozszerzyć ich dostępność i uwolnić ludzi od strachu przed wiedzą, bo wiedza to najsilniejsza broń.
Tak oto nie zdziwiły mnie te zwycięstwa PISu. Spodziewałam się ich. Nie zrobiły na mnie większego wrażenia i nie zepsuły mi humoru powyborczego. Ale moja odporność kończy się tam, gdzie do gry wchodzi Andrzej Duda. Ten facet potrafi mnie ciągle tak zszokować, że zawsze szukam potwierdzenia, iż zdjęcia i filmy z jego udziałem, są tylko zmanipulowanymi, złośliwymi face newsami. Niestety, zazwyczaj kiedy pogrzebię głębiej, informacje o kolejnym odlocie tego politycznego buraka okazują się prawdą. Długo nie mogłam dojść do siebie po słynnym zdjęciu w gabinecie owalnym Białego Domu i po odtańczonym flamenco na ulicy przez tak zwaną pierwsza damę. Ale z każdym dniem mam wrażenie, że temu idiocie powinno się paszport spalić i zakazać jeżdżenia po świecie. Minęły 3 lata. W ciągu takiego samego czasu, zwykły elektryk ze stoczni Lech Wałęsa, nauczył się względnie prawidłowo wypowiadać, z godnością nosić garnitur i zachowywać się z dyplomatyczną powagą. A ten, kurwa doktor prawa, wykładowca akademicki, były europoseł, tylko w ciągu tych 3 lat jeszcze bardziej zburaczał. Widać, że go nie stać już na wizażystę i na trenera osobistego, bo od dawna przestał panować nad głupimi minami i nieskoordynowanymi gestami. Ale żeby się chociaż nie odzywał!, to jakoś byśmy dociągnęli do końca kadencji. Ale on nie! Musi się szwendać po świecie i musi się wyrywać ze swoją zaściankową inteligencją. A my sobie spokojnie siedzimy w domu przed telewizorem, często jemy kolację lub spóźniony obiad i o mało się nie udławimy zupą, słysząc te wyprodukowane przez jego ptasi móżdżek rewelacje , bo bezpieczny poziom wstydu za tego człowieka, już dawno przekroczył wszystkie normy. Newsy w telewizji i gazetach głoszą, że Andrzej Duda atakował Unie Europejską i Niemcy. Ja jednak drążyła bym nieco głębiej w temacie. Po pierwsze, jeśli się jedzie do czyjegoś domy, to się nie obraża publicznie gospodarza. Oczywiście, w cztery oczy, w zamkniętym pokoju, to sobie panowie mogą pogadać bardzo dobitnie i o wszystkim. Ale publicznie należy okazać szacunek gospodarzowi i każdy człowiek dobrze wychowany o tym wie, nie będąc ani dyplomatą, ani prezydentem. Nie chodzi mi tu wcale o temat gazociągu, który jest może słusznie kwestią sporną między Polską a Niemcami. Raczej mam na myśli, ten tekst na temat wolnych mediów, który był po prostu nie do przyjęcia i doskonale wiemy, do czego Andrzej Duda pił w tym momencie. Ja bym mu odebrała komputer i nie pozwoliła czytać tych wszystkich propagandowych bzdur na portalach społecznościowych. Bo potem w swojej działalności nie sugeruje się obiektywną prawdę, tylko sensacjami żerującymi na ludzkiej głupocie. Oczywiście można się zastanawiać, dlaczego niemieckie media nie poinformowały od razu o słynnych atakach seksualnych w noc sylwestrową. Może po prostu nie chciały wywołać zamieszek, które miały by dużo gorsze skutki. Może najpierw, zanim zaczną rzucać oskarżenia, chciały się upewnić, że tych ataków dokonali muzułmanie. Ale skoro w końcu ta wiadomość dotarła i do nas, to znaczy, że ktoś ją w końcu ujawnił i nikt problemu nie zamiótł pod dywan. Porównywanie niemieckich mediów do PISowskiego radia, to bardzo gruba przesada. Andrzej Duda zawsze wszystkim tłumaczy różne problemy jak głupkom, , jak pasterz krowie na rowie. Używa do tego niezwykle nietrafionych argumentów. Chcąc osobiście dopiec Niemcom stwierdził, że gdyby w Polsce ktoś zgwałcił kobietę, to polskie radio na pewno by o tym opowiedziały ze szczegółami. No cóż, to wszystko zależy kto i kogo... I w tym momencie Andrzej Duda znowu mija się z prawdą. Niech mi pan zwany niesłusznie prezydentem poda takie przykłady, kiedy telewizja publiczna lub podległe władzy media, informowały opinię publiczną od razu i ze szczegółami o gwałtach popełnianych przez księży i o szerokiej fali pedofilii zalewającej polskie parafie! No, gdyby w Polsce muzułmanin kogoś zgwałcił, wtedy owszem, nawijali byście makaron ze dwa lata.
Ale naprawdę przeraził mnie dopiero temat żarówki...
Nie wiem skąd się panu Dudzie wziął ten pomysł, by brak starych, nie eko, żarówek uznać za dowód braku demokracji w Unii Europejskiej. Bo co najwyżej może to być ograniczenie samowoli, co musi regulować Unia. Ale wiecie co jest najbardziej przerażające? Ten prawie 50 letni człowiek, wykształcony i wychowany na tej planecie w centrum Europy, naprawdę kurwa nie wie, dlaczego należy oszczędzać energię. On naprawdę myśli, że te wszystkie przepisy dotyczące żarówek energooszczędnych, opakowań jednorazowych, reklamówek, itd., to Unia wymyśla tylko po to, by Polakowi utrudniać życie. Może tak myśleć jakiś nieświadomy chłopek-roztropek z zahukanej wioski, ale żeby prezydent...
Idąc tym tropem, to może za chwile sprzeciwimy się segregowaniu śmieci, ba, nawet zacznijmy je wywozić do lasu! Niech nam głupia Unia nie mówi, co mamy robić. Wymontujemy z samochodów tłumiki i katalizatory, wylewajmy spalony olej do rzeki, a stare baterie zakopujmy w ogródku, by pietruszka lepiej rosłą. On naprawdę tego nie rozumie, że większość chorób cywilizacyjnych, alergii, na które cierpimy, nowotwory, na które umieramy, jest wynikiem degradacji środowiska, że jeśli natychmiast nie zaczniemy o nie dbać, to ludzkość wyginie. Za chwile usłyszymy, że w ogóle smogu w Polsce nie ma i jest on tylko wymysłem sprzedawców ekologicznych pieców, najpewniej niemieckich. I do tego wszystkiego, tej biednej żarówce, Andrzej Duda przypisuje winę za Brexit. Czy do tego pałacu prezydenckiego i jego zakutego łba naprawdę nie docierają żadne wiadomości? Czy nie zauważył, że Brexit jest pokłosiem antyimigracyjnej i antyunijnej propagandy prawicowych oszołomów podobnym dzisiejszym politykom obozu władzy, który Andrzej Duda reprezentuje? A jeśli już o Brexicie mowa, który zdaje się być wymarzonym drogowskazem pana Dudy, to może zechciał by uaktualnić swoje informacje i zobaczyć, że dziś Brytyjczycy prawie na kolanach błagają swój rząd, by z Unii nie wychodził. Może lepiej Andrzej Duda, zamiast snuć domysły na temat żarówek, zastanowi się nad powodem zmiany zdania na temat Brexitu przed brytyjskich obywateli...
Jak można być prezydentem i tak pierdolić, co ślina na język przyniesie? Jak można być prezydentem i nie myśleć? Jak można być tępym ignorantem, który jeździ po świecie i nas reprezentuje? Ludzie, kogo wybraliście na prezydenta? Naprawdę nie było w Polsce mniejszego idioty?

PS. Wiecie, że jeśli dziś wpiszecie w google słowo żarówka, to na pierwszym miejscu wyskakuje zdjęcie Andrzeja Dudy?



wtorek, 23 października 2018

Pozdrowienia dla zwycięskiej partii. ( Tekst z dnia 23 października 2018 roku)


Droga” partio pochopnie nazywana Prawem i Sprawiedliwością, „drodzy” wyborcy i zwolennicy tej partii, „drogie” media zaprzedane tej partii... Dla nas, lewaków gorszego sortu, to była bardzo piękna niedziela. Nie, nie chce tu ściemniać, że z wami wygraliśmy. To wy ciągle macie przewagę. Ale jedno jest pewne, odbiliśmy się od dna i to w jakim stylu?! A poza tym uszeregowaliśmy wojska, zobaczyliśmy ilu jest nas, których przekonywać nie trzeba, a ilu tych, nad którymi musimy jeszcze popracować. Udało nam się także policzyć tych, którzy nigdy nie dostrzegą, na czym polega dobra zmiana i dla kogo ona jest dobra. Im nic już nie pomoże, nawet okulista i laryngolog razem wzięci. Niby widzą, niby słyszą, a i tak nic do nich nie dociera. Oni są opoką, na której budujecie swą tożsamość.
Nadzieją naszą jest to, że w ostatnich wyborach popierało was prawie 40% głosujących Polaków, a dziś jest to około 30%. To jest właśnie ten wasz stały elektorat, który was nigdy nie opuszcza. A znaczy to tylko tyle, że te blisko 10% społeczeństwa albo zmądrzało widząc, co wyprawiacie, albo po prostu ruszyło wreszcie tyłki z fotela. Za ten przyrost osób głosujących możemy podziękować także wam. Okazuje się, że zdołaliście wkurwić nawet tych, którym się do tej pory wydawało, że polityka ich nie interesuje. Drugą waszą wielką zasługą jest świetny wynik wyborczy PSLu. Nie doceniliście przekory tkwiącej w naturze Polaków. W ostatnich dniach tak bardzo atakowaliście partię ludową, robiąc z niej komunistycznych morderców, że wielu Polaków, którzy mieli jakieś wątpliwości, utwierdzili się w przekonaniu, że to właśnie na PSL zagłosują. I tu, patrząc przez wasze zwycięskie ramie, muszę ukłonić się nisko Panu Kosiniakowi- Kamyszowi. Mieliśmy do Pana żal, że nie chce się Pan przyłączyć do Koalicji Obywatelskiej. Ale to Pan miał racje, a my się myliliśmy. Gdyby Pan się do nas dołączył, dał by nam Pan 2, może 5% głosów więcej. Nie dało by to nam znacznej przewagi nad Pisem. Zdobywając ponad 10% , ma pan asa, który pozwala KO tworzyć koalicję z PSLem. Zrobił Pan to po mistrzowsku. A teraz może Pan ze spokojem PISowi, który Pańska partię obrażał, chciał utylizować, czy wyeliminować (jak zwał tak zwał, znaczy to samo), pokazać środkowy palec.
A wracając do was, PISdy...Zobaczyliśmy w niedzielę strach w waszych oczach. Dostaliście tęgie lanie... w Warszawie, w Lublinie, w Poznaniu , w Łodzi, w większości dużych miast. A w II turze przygotujcie drugi półdupek do bicia. Nie oddamy wam polski tak łatwo. Nie oddamy wam Krakowa i innych miast.
Kiedy prezes Kaczyński powiedział w niedzielę, że „wygraliście po raz czwarty”, na sali zapanowała straszliwa, trwająca 3 sekundy cisza. Zastanawiałam się, czy zaczniecie klaskać, czy wybuchniecie śmiechem... Wierne pieski, sparaliżowane strachem...zaczęliście klaskać. I dobrze, przyda się wam te 5 minut złudzeń. Duża kampania się już skończyła, a wy obudziliście się z Sądem Europejskim na karku, z podwyżkami prądu, z perspektywą zabierania 500+ wiejskim dzieciom, z amerykańskim embargiem na wieprzowinę, z upadkiem komisji smoleńskiej, z przegraną twarzą Patryka Jakiego w komisji reprywatyzacyjnej, z ośmieszającą się komisją do spraw Amber Gold. To trochę tak, jakbyście się obudzili z ręką w kiblu, co? Żaden z promowanych przez te komisje kandydatów nie wypracował spektakularnego sukcesu.
Patryka Jakiego to mi nawet żal. Jego środowisko polityczne potraktowało go, jak śmiecia. Nikt przy nim nie został na wieczorze wyborczym, wszyscy spierdolili lizać dupę prezesowi. Nikt z grona tych, którzy go wystawili w tej bitwie o Warszawę, nie uścisnął mu reki. Nikt nie podziękował, za włożony wysiłek, a trzeba przyznać, że włożył tego wysiłku bardzo dużo. Nikt od wczoraj nawet o nim nie wspomina. Zupełnie, jakby nie istniał. Przez swoje nieodpowiedzialne wystąpienia, rzucanie legitymacją partyjną, stał się w momencie ogłoszenia wyników kimś na kształt ronina, bezpańskiego samuraja, który stracił swego pana. (Jestem w tym porównaniu chyba zbyt łaskawa?) Dla nas to oczywiście dobrze, że przegrał, a raczej dobrze, że w Warszawie będzie rządził prawdziwy człowiek, autentyczny i szczery, a nie jakiś kibol z Opola. A wy, PISze jesteście żywym potwierdzeniem przysłowia, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Patryk jaki, osamotniony na wieczorze wyborczym przekonał się, że nie ma w Zjednoczonej Prawicy przyjaciół, że został wystawiony, jako żywa tarcza. A twarz, która miała być symbolem zwycięstwa, stała się twarzą porażki. Jesteście, zimną, wyrachowana partią, ten kto przegrywa dostaje kopa w tyłek, albo musi się na kolanach skamłać o łaskę. Toczycie między sobą ciche wojenki, które ukrywacie przed całym światem. Lecz tym trudniej je ukryć, im słabsze są wasze zwycięstwa. Dlatego od dwóch dni wasze biura partyjne grzeją się do czerwoności, na Nowogrodzkiej, czy w sejmie. Tam, za zamkniętymi drzwiami odbywa się prawdziwe podsumowanie wyborów. Wielu z was wychodzi z tych spotkań z przerażeniem w oczach i z wypiekami na twarzy i nie sądzę, by wywoływały je pochwały prezesa. Dziś macie nóż na gardle i grunt się wam pali pod nogami. I możecie zaklinać rzeczywistość, możecie sobie wmawiać, jak wielkie odnieśliście zwycięstwo Nic wam już nie pomoże, bo nawet najgorsza kurwa nie chce się splamić wchodząc z wami w koalicję, a co dopiero porządne partie, które się liczą w tej grze i do których się uśmiechacie.
Naprawdę, rozbawiła mnie Beata Mazurek. Bo przecież ona ten PSL to odsyłała do gazu tylko w trybie wyborczym... Na ja pierdolę! To znaczy, że w wyborach można pieprzyć, co się chce, a my, mniej lub bardziej rozgarnięci wyborcy, mamy sami wiedzieć, kiedy polityk mówi poważnie, kiedy kłamie, a kiedy sobie tylko żartuje w trybie wyborczym? Trzymając się tej zasady, to Grzegorz Schetyna też nazwał PIS szarańczą w trybie wyborczym. Po prostu śmiać się chce, kiedy się tego dzisiaj słucha. Tego, jak WAM strach do dupy zagląda, jak wam władza przecieka przez palce tak bardzo, że nagle wszystkich kochacie i ze wszystkimi chcecie tworzyć koalicję.
A my mamy świadomość, że następny rok, nie będzie ani łatwy, ani lekki. Ale zrobiliśmy wielki krok do przodu i znów mamy nadzieję.
Wiemy, że ta niedziela była tylko małym promykiem. Ale mieliśmy prawo do tej satysfakcji, po latach upokorzeń.
Teraz już wiemy, że się nie damy. Wiemy, że my będziemy zdobywać kamień po kamieniu, a wy byliście już tak wysoko, że macie już tylko drogę w dół.
Czeka nas jeszcze wiele trudu i wiele pracy. Nie możemy usiąść na laurach. Musimy w następnych wyborach zmobilizować jeszcze więcej osób, by frekwencja wyniosła 70% lub więcej, bo tylko tak możemy pokazać, że jesteśmy dojrzałym demokratycznym i europejskim społeczeństwem. Będziemy pilnować naszych nowych wybrańców, by nie zawiedli wyborców. A wam możemy już tylko odciąć drogę ucieczki i rozliczyć was tak, jak na to zasługujecie. Możemy was posłać tam, gdzie wasze miejsce...jednych do więzienia, innych do psychiatryka, a jeszcze innych w najciemniejsze zakamarki historii. Zrobimy to tym razem zupełnie na zimno. Bez zemsty ale także bez litości. Bo już raz wam odpuściliśmy, a wy udowodniliście, że jesteście, jak ten smok, któremu na miejscu obciętego łba wyrastają 3 następne i zieją ogniem. Nie będzie litości. Kołek w pierś! Byście nigdy już nie przytrafili się Polsce i by mieli przestrogę wszyscy, którym przyjdą do głowy zapędy dyktatorskie.
Wiem, że to jeszcze nie koniec, że mimo tego waszego kwiku, zranieni będziecie walczyć. Ale wiem także, że odzyskaliśmy siły, że nie uda się wam stworzyć w Polsce skansenu ciemnoty. My na to nie pozwolimy. To jesteśmy my, Polacy!, którzy gołymi rękami odbudowaliśmy Warszawę, którzy przetrwali zabory, zwalczyli komunę i nie dali się nawet Hitlerowi. Nie omamicie nas fałszywymi nutami patriotyzmu, bo wiemy, co jest dobre na Polski. Wy jesteście szkodnikami i chwastami.
A ja znowu dzisiaj jestem dumną Polską, chociaż może lewacką pizdą, żydowska szmatą, wrogiem tradycyjnego, bo katolickiego stylu życia. Nie czuję się już bezsilna. Udowodniliśmy, że karta wyborcza ciągle jeszcze ma moc. To nasza nadzieją, zanim zaprowadzicie nas na skraj domowej wojny.



piątek, 19 października 2018

Zanim ściągną na nas inne plagi egipskie. ( Tekst z dnia 19 października 2018 roku)


Dziś ostatni dzień kampanii. Kampanii, w której szczególnie jedna ze stron nie uznawała żadnych zasad. Ostatni PISowski spod wyborczy pokazał, że dla utrzymania władzy wszystkie chwyty są dozwolone. Gwałty na ulicach, wybuchy, terroryści samobójcy, kolejki po chleb, apokaliptyczny obrazek przyszłości Polski, jeśli tylko wygra PO, to rozpaczliwa próba wzbudzenia w wyborcach strachu. Plan zauroczenia obietnicami, pokazywaniem piękniejszej twarzy, schowanie Macierewicza i milczenie w sprawie katastrofy smoleńskiej, nie przyniósł wyczekiwanych rezultatów. Trzeba więc uciec się do starych numerów z zastraszaniem. A przecież wystarczy nawiązać do słynnego zdania wypowiadanego tak często przez, dziś już archiwalną, premier Szydło: "Przez ostatnie osiem lat"...No właśnie. Rządziła Platforma, a po ulicach nie biegały zdziczałe hordy muzułmańskich gwałcicieli, nikt się nie wysadzał w powietrze przy użyciu śmiercionośnych bomb darmowej roboty i pomimo kryzysu, Polacy nie stali się bezdomnymi żebrzącymi o...złośliwie powiem, miskę ryżu. Ja, jako mieszkanka kraju, w którym uchodźców przyjmuje się od zawsze, na pewno przestraszyć się nie dam. Tutaj, czasami te zdeklarowane przez PO 7 tysięcy osób przybywa w ciągu jednego miesiąca. Mogę się tylko pośmiać z ludzi, których jest tak łatwo zastraszyć. Nie zmienia to jednak faktu, że dziadek z wermachtu, to była mowa miłości w stosunku do tego, co dziś wyprawia PIS, partia miłości chrześcijańskiej, składająca bez przerwy rączki do boga i nieustannie okupująca klęczniki. Chyba się do czarta modlą, by im nowe pomysły na kłamstwa podsuwał. Po tej niezwykle krótkiej, lecz obrzydliwie śmierdzącej kampanii, a szczególnie po ostatnim spocie PISu, aż strach pomyśleć, co jeszcze będziemy mogli na zakończenie zobaczyć. Dzisiaj, to już chyba z gołymi jajami będą biegać po ulicy, bo po takiej kampanii, to nic innego już nie zrobi wrażenia na wyborcach. A potem, uf, będzie trochę oddechu. Na chwilę przestaną wybrzmiewać kłamstwa i obłudne teksty. Niestety nie mam złudzeń. PISbandyci złamali już tyle przepisów wyborczego prawa, że ciszy wyborczej pewnie też nie uszanują.
Nie będę WAM mówić, co macie robić, bo ci, którzy głosują są dorośli. Żałuje tylko, że obojętność tych, którzy nie rozumieją, że każdy głos się liczy, będzie miała wpływ na życie nas wszystkich. Ja nie mam prawa wyborczego w wyborach samorządowych, bo nie mieszkam w Polsce i nie jestem w niej zameldowana. Mogę tylko trzymać kciuki i oddać się w WASZE ręce. To może naiwność, może głupota, ale po tych 3 latach ciągle w WAS wierzę. Wierzę, że ci, którzy wcześniej zagłosowali na PIS tylko na złość Platformie, zrozumieli, co narobili. Wierze, że zobaczyli różnice między rządem, może miernym, może popełniającym błędy, ale demokratycznym, a chaosem i bezprawiem.
Wiem także, że do końca nie przewidzimy, jakie będą konsekwencje naszego wyboru. Być może PIS, jeśli przegra, cofnie się, zwolni, przyczai, a może zdołamy go tylko rozwścieczyć i przestraszyć. Może zobaczą nagły tragiczny koniec swego rządzenia i w jeszcze bardziej brutalny sposób będą nas pacyfikować. Bo jeśli PIS obiektywnie wygra, wtedy wiadomo, przyciśnie nas do muru. Cokolwiek by się nie stało, trzeba stanąć na wysokości zadania i podjąć wyzwanie. Zagłosować bez kalkulacji zgodnie z sumieniem i poglądami. Gramy może tylko o jeden dzień chwały, o jeden dzień nadziei i o jeden dzień radości. Ale warto, zawsze jest warto walczyć do końca.
To naprawdę niewiele kosztuje. Trzeba tylko wyjść na spacer i przypadkiem zajrzeć do lokalu wyborczego. Trzeba wejść i wybrać swój przyszły los. Wykorzystajcie to, bo rzadko macie w życiu szansę, by zdecydować o drodze, którą będziecie podążać. Dołączam się także do tych apelu, by w dniu wyborów rozejrzeć się wokół siebie. Może sąsiadowi zepsuł się samochód i nie może dojechać do lokalu wyborczego. Może ktoś starszy lub niepełnosprawny potrzebuje pomocy w dotarciu do urny. Może jakaś samotna matka nie ma z kim zostawić dzieci. Pomóżcie tym wszystkim osobom w spełnieniu tego najważniejszego dla obywatela obowiązku. Zwracam się także do rodziców młodych ludzi. To jest ten czas, by ze swoim dzieckiem przeprowadzić poważną rozmowę, by mu wytłumaczyć, że prawo wyborcze jest przywilejem, który łatwo możemy utracić.
Przez te ponad 3 lata PISowskiej nawałnicy, poznałam chyba z 2 tysiące osób. Mówię tu tylko o tych, z którym przynajmniej raz wymieniłam komentarze. Oprócz nich jest jeszcze cała armia, które kojarzę tylko z nazwiska lub po awatarze. Wierzę w to, że żadne słowo, które padło podczas naszych dyskusji nie poszło na marne, że każdy z nas dokładając swoje ziarno do wspólnej walki, przyczyni się do uratowania Polski.
Czas to już wreszcie powiedzieć głośno. Powiedzieć przez kartę wyborczą. Nie boimy się was, dzika PISowska bando! Idziemy po was! Zrobimy w niedzielę ten pierwszy krok, a potem następny i następny. Obnażymy was, zedrzemy wam maski, zetrzemy szyderczy uśmiech z waszych twarzy. A potem będziemy patrzeć, jak się wijecie, jak się skręcacie i skamlecie. To nam się należy za wszystkie obelżywe słowa, za upokorzenia i czas bezsilności. W niedzielę nie będziemy bezsilni. Od dawna czekamy na ten moment, kiedy będziemy mogli wam dać z liścia w twarz!
Takie rządy oparte na kłamstwie, na pogardzie dla ludzi, jeszcze nigdy w naszej historii nie miały miejsca. To się musi skończyć!
Teraz drodzy Polacy, czas na ciszę. Czas na zadumę, na spokojną decyzję. Nie bójcie się, wieść niesie, że wróg już jest ranny i krwawi po cichu. Idźcie więc dorżnąć watahę, idźcie strącić szarańczę. Odpłaćcie każdemu według jego zasług. Powodzenia!



środa, 17 października 2018

Prawo wyborcze. ( Tekst z dnia 17 października 2018 roku)


Czy zauważyliście, jak przez 3 lata może się zmienić perspektywa? Jak bardzo świat wokół nas oszalał, a my razem z nim? To, co jeszcze 3 lata temu było nie do pomyślenie, dziś co najwyżej budzi nasz uśmiech, a potem przechodzimy nad tym do porządku dziennego.
Pamiętacie, jak nas oburzały pierwsze posunięcia prezydenta Dudy?, pierwsze decyzje, ułaskawienie Kamińskiego, nocne zaprzysiężenia sędziów TK...? Było już tego bardzo wiele. Wtedy wydawało nam się, że już nie ma demokracji, że tego dłużej nie wytrzymamy. I co? I wytrzymaliśmy następne 3 lata, a każdego dnia PIS łamał prawo, a jeśli nie prawo do obyczaj polityczny. Wytrzymaliśmy premier Szydło, i myśleliśmy, że nic gorszego Polsce nie mogło się przytrafi i że każdy inny będzie od niej lepszy. Nie doceniliśmy PISu, co? Nastał Mateuszek/ kłamczuszek i granice żenady poszerzyły się bez żadnego wysiłku. Czasami, wydaje mi się, że zło nie ma granic, że tylko moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, jak sięga władza PISu. A w tym wszystkim najgorsze jest to, że my obywatele jesteśmy bezradni, a instytucje, które powinny reagować, albo się sprzedały, albo nie reagują z niewiadomego mi powodu. Taka na przykład Państwowa Komisja Wyborcza...ktoś wie, od czego ona jest? Od dwóch miesięcy prowadzimy kampanie wyborczą, kampanię, która swobodnie pływa ponad prawem. Po pierwsze, wbrew prawu zaczęła się zanim ją ogłoszono. Po drugie, wbrew konkordatowi, wszystkie kościelne mury są oblepione plakatami kandydatów PISu, a w kościołach prowadzi się już jawną, a nie zakamuflowaną agitację. Ba, nawet się straszy ludzi piekłem, gdyby ośmieli się zagłosować inaczej, niż kościół nakazuje. Małgorzata Wasserman prowadzi kampanię w krakowskich kościołach, a nauczyciele w szkołach rozdają oceny za uczestnictwo w spotkaniach wyborczych jedynych słusznych kandydatów. Policja, zamiast pilnować porządku i bezpieczeństwa obywateli, pilnuje PISowskich plakatów wyborczych, żeby kandydatowi, ktoś przypadkiem wąsów nie dorysował, kandydatom innych partii nie pozwala się rozwieszać ich materiałów propagandowych, a będący od pół roku na zwolnieniu lekarskim poseł, niezdolny do tego, by siedzieć w ławach poselskich, biega z łopatą po wydmach i kładzie po raz trzeci kamień węgielny pod budowę, na którą jeszcze nie ma pozwolenia. Bo poseł wie, że za chwilę położy łapę na całym wymiarze sprawiedliwości i komisjach kontrolnych, więc nikt go nie będzie ścigał, ani za to, że pomimo doskonałego samopoczucie uchyla się od obowiązku przychodzenia do pracy, ani za to, że wyłudza zasiłek chorobowy, ani za to, że buduje bez pozwolenia. Przecież wyda dyspozycję i zezwolenie się znajdzie, nawet wsteczne. Prezydent okłamuje papieża, a potem gorliwie się modli przy grobie JPII, jak gdyby nigdy nic, jakby przykazanie nie mów fałszywego świadectwa..., w ogóle nie istniało. Wobec tego wszystkiego, co widzimy każdego dnia, jakieś kłamstwa Morawieckiego, to jest już naprawdę mały pikuś. Weźmy choćby dzisiaj...
Zastanawialiście się, jak PIS wygra wybory samorządowe, skoro nie udało im się zmanipulować wyborczego prawa? Wydawało się WAM, że jesteśmy już bezpieczni, wystarczy tylko wreszcie ruszyć dupy i pójść zagłosować? To wcale nie jest takie oczywiste. Okazuje się, że można przemeldować do Warszawy i innych znaczących miast połowę Podkarpacia i trzy czwarte ściany wschodniej. Można przywieźć na wybory jednodniowych Warszawiaków, za WASZE, podatników pieniądze. Przywieźć baranków zapatrzonych w PIS, którzy wpłyną na wynik wyborów. Można? Można! To jest dopiero genialna robota! Oszukać ludzi za ich własną kasę. A potem się z nich pośmiać. Jeśli w jakimś mieście, przewaga "niePISu" jest zbyt duża, to tak, jak w Łodzi, można zdyskredytować kandydata, unieważnić wybory, znaleźć haka, wypuścić jakąś plotkę. Wszystkie chwyty dozwolone! A suweren? Ten, na którego tak się zawsze PIS powołuje? Gdzie on jest? Gdzie są jego prawa? Każdego dnia, na naszych oczach łamie się prawo wyborcze, że o standardach obyczajowych nie wspomnę. PIS robi to tak śmiesznie, że my się śmiejemy. Po prostu nie potrafimy już bronić się inaczej przed tym, by do końca nie zdziczeć, bo tak naprawdę budzą się w nas najgorsze instynkty. Boimy się, że gdybyśmy znaleźli się z tym czy tamtym w ciemnej ulicy, to byśmy mu przywalili, bo pięść to już jest jedyne prawo, jakie nam pozostało, jedyna broń.
Czekamy na te wybory, by sobie coś udowodnić. Może to, że jako naród jeszcze nie upadliśmy na dno, a może to, że jeszcze tlą się po kątach niedopałki demokracji. Mamy nadzieję, bo widzimy, że PIS idzie po bandzie, co oznaczać może, że sondaże nie są dla nich przychylne. Widać, że nie są już tak pewni swego, a najbardziej obawiają się PSLu. Bo przegrać z Platformą Obywatelską, to nie była by tak dotkliwa porażka. Ale co powiedzą swoim wyznawcom, jeśli znowu przegrają z PSLem? Przecież teraz to oni trzymają na wszystkim łapę, więc będzie głupio powiedzieć, że znowu ktoś sfałszował wybory. Atakują więc z całych sił Ludowców. Prezes nawet usiłował z nich zrobić komunistycznych oprawców. Nie wiem, co miała na myśli Beata Mazurek twierdząc, że trzeba PSL wyeliminować, bo w razie by co, to przypominam, że jeszcze komory gazowe w Oświęcimiu stoją, a takie stwierdzenie trochę cuchnie eksterminacją.
W tle tego wszystkiego Zbigniew Zerro Ziobro bardzo się spieszy, by wynik wyborów nie pokrzyżował przejęcia sadów. Cena tej operacji nie gra roli, a na szali jest nawet opuszczenie Unii Europejskiej.
Drodzy Polacy, to dobrze, że to już tylko 3 dni, a potem cisza. Bo się już tego wszystkiego słuchać dłużej nie da. Wyniku wyborów przewidzieć się nie da, chociaż czuć w powietrzy lekki powiew zmiany. Wszystko zależy od nas, jak bardzo jesteśmy zdesperowani i zmobilizowani. Te wybory oczywiście wszystkiego nie zmienią, bo nie wypędzą mątów PISowskich z wyżyn władzy. Ale jeśli choćby na chwilę uda nam się zgasić uśmieszki na ich bezczelnych twarzach, to i tak będzie to nasz wielki sukces. Może to nas zachęci, do jeszcze większej pracy, da nam nadzieję, że jednak się opłaci być, mieć poglądy i głośno je wyrażać. Może wreszcie zaczniemy rozmawiać o Polsce, o tym jak zmienić prawo, by nigdy więcej nie dopuścić szarańczy na nasze pola, by dać narodowi narzędzia, żeby nie tylko wybierać, ale także odwoływać władzę, jeśli ona nie spełni naszych oczekiwań. Może wreszcie zaczniemy myśleć o przyszłości, jak budować, a nie jak burzyć, jak kochać, a nie jak walczyć. I nie będziemy już musieli się wstydzić, za ambasadorów, którzy biegają ze śrubokrętem i odkręcają nadgorliwie tabliczki z nazwiskami. By dla takich ludzi nie było miejsca na placówkach dyplomatycznych, lecz w domach wariatów. I byśmy tym razem nie popełnili błędu miłosierdzia, byśmy zapełnili więzienia tymi, którzy nam to zrobili.



wtorek, 16 października 2018

Ojciec... ( Tekst z dnia 16 października 2018 roku)

Ludzie to dziwne stworzenia. Jak ognia unikają prawdy. Oszukują się i zamykają oczy, bo tak im jest łatwiej. Ich życie, to wielkie alibi od życia. I nie chcę tu oceniać, czy to dobrze, czy źle, bo każdy człowiek, to osobna historia... A prawda, ona czasami wydaje nam się nie do zniesienia.
I tak, wszystko zaczyna się w życiu rodzinnym. Jesteśmy ślepi oceniając swoje dzieci, pozwalamy im na agresję już w przedszkolu, na traktowanie z pogardą kolegów. Z jednej strony wierzymy, że dziecko z tego wyrośnie, ale gdzieś tam w środku cieszymy się, że to właśnie nasze dziecko rządzi, a nie jest obiektem kpin i maltretowania. Potem dziecko rośnie, a my udajemy, że nie widzimy, z kim się zadaje, że być może pije alkohol, może próbuje narkotyków. I znowu ten argument: że młodość się musi wyszumieć i z tego się wyrasta. A my przecież pracujemy ciężko, by swojemu dziecku dać, co najlepsze, a potem płaczemy i odwiedzamy go w więzieniu, w najlepszym wypadku, bo są i tacy, którym pozostaje tylko postawić nagrobek. Okazało się, że nasze dziecko akurat nie wyrosło, nie zdążyło...zanim dopadła go prawda o nim samym, zanim się zapiło, zaćpało, zanim wypadło z drogi na zakręcie.
Tak samo zachowujemy się w całym życiu prywatnym. Milczymy, kiedy ktoś na ławce przed naszym blokiem otwiera kolejną butelkę piwa, kiedy dokucza wracającym z apteki starcom. Nie będziemy się przecież mieszać, to nas nie dotyczy. My jeszcze jesteśmy na tyle silni, by się obronić. A poza tym, to przecież na tych ławkach siedzą nasi sąsiedzi lub ich dzieci. A z nas tacy dobrzy ludzie i tacy zgodni... Nie przeszkadza nam, chociaż słyszymy zbyt częsty płacz dziecka przez ścianę, nie zwracamy uwagi, kiedy ktoś bije psa, bo to przecież jego pies, więc mu wolno. Kiedy współmałżonek płci obojętnej nas maltretuje fizycznie lub psychicznie, udajemy sami przed sobą, że to nasza wina, albo, że odreagowuje w domu stresującą pracę, a my musimy siedzieć cicho, bo przecież pracuje na nas wszystkich, albo po prostu ktoś nam powiedział, że to życie kurwa nie jest bajką, więc trzeba jakoś dociągnąć do kresu. Wiemy, że sąsiad klepie w garażu samochody, które z racji uszkodzeń nie nadają się już do jazdy. Ale my przecież ich nie kupujemy, my się nie zabijemy na drodze, więc co nas to obchodzi. Wiemy, ze syn sąsiada sprzedaje dragi w gimnazjum, ale sąsiadka, biedna kobieta, załamie się, jeśli zgłosimy to na policję. Pozwalamy bratu zasiąść za kierownica, kiedy wraca z naszych urodzin, a przecież mogli byśmy go uratować. Kolega w pracy staje pijany do maszyny, odwracamy głowę. Przecież nie jesteśmy skarżypytami! Inny kradnie i też nas to nie obchodzi. Tacy jesteśmy...my ludzie, my Polacy. Mogłabym tak chyba do rana wymieniać, te nasze małe grzeszki. Nie takie, które są rzadkie, ale te, które ma na sumieniu każdy z nas i mogę to powiedzieć z cała odpowiedzialnością. Bo każdy z nas uczony jest tego, że sam świata nie zbawi, że nie należy się wtrącać, że ci, którzy chcą coś zmienić mają zawsze tylko kłopoty. Wmawia nam się, że jesteśmy nikim, że nie mamy wyboru, że nie możemy się wyłamać z tej społecznej machiny ułudy, że jesteśmy jej małym, nieważnym trybikiem.
To nie do końca jest tak, że jesteśmy obojętni, bo jeśli ktoś nas zatrzyma w naszym codziennym biegu, jeśli nas złapie za pysk, i palcem pokaże nam z bliska jakąś krzywdę, to nawet nas tak krzywda potrafi zaboleć, a i łzę nie jedną uronimy przy okazji. My po prostu wolimy przechodzić obok życia, bo mamy gdzieś głęboko zakodowany strach, że jeśli otworzymy oczy, wszystko wokół nas będzie jednym wielkim bólem.
Żyjemy więc naszprycowani stereotypami, złudnymi prawdami nie do obalenia, włożeni w ramki, zamknięci w szufladach, bez sił, by cokolwiek zmienić. Czasami, kiedy się patrzy na „człowieka”, to aż dziw bierze, że dokonał się jakiś postęp, że zeszliśmy z drzewa, że wyszliśmy z jaskiń. Pewnie jakiś kataklizm nas do tego zmusił, bo tylko kataklizmy powodują u nas nieskoordynowane napady myślenia.
Wiem, czytacie to i zastanawiacie się, o co mi chodzi? Co mi odbiło i skąd ten moralizatorski wykład?
Powiem tak, nawet czasami tego w sobie nie lubię, że nie potrafię odpuścić. Albo może bym potrafiła, ale bardzo łatwo mnie sprowokować...

Pamiętam, byłam wtedy jeszcze w podstawówce. O, nawet chodziłam wtedy jeszcze do kościoła. I byłam właśnie taka, zupełnie obok życia. Wiara, nie była wiarą, lecz czymś na kształt drzew w parku, które nas otaczają. Czymś oczywistym, istniejącym od zawsze, niepodlegającym dyskusji lecz także nie wymagającym zaangażowania. I wtedy wybrano Polaka na papieża. Tak naprawdę, dopiero wtedy w ogóle zauważono, że istnieje coś takiego, jak papiestwo i takie miejsce, jak Watykan. I Wszyscy byli dumni, bo to w końcu Polak. Oczywiście wtedy nikt nie mówił o tym, że jest to papież polityczny, wybraniec świata nienawidzący komunistów. Narzędzie w rękach przywódców zachodniego świata. Tak, ślepota Polaków, przewyższa ślepotę innych narodów. Od tamtej pory upłynęło sporo czasu. Były zamachy na papieża, były pielgrzymki. Była także Solidarność i powolny schyłek komunizmu. I wszystko wydawało się tak piękne, tak poukładane i takie sprawiedliwe, że to my, nasz papież okazał się sprawcę tego wszystkiego... Tak bardzo się zagubiliśmy, że zapomnieliśmy, że to my wywalczyliśmy wolność, my Polacy.
Pierwszą czarną nutą był jakiś film dokumentalny zrealizowany chyba przez BBC, o pieniądzach Watykanu pranych w mafijnych bankach, o tajemniczym samobójstwie papieskiego księgowego, o drogach, którymi zachód przesyłam pieniądze do Polski i innych krajów obalających komunizm, o brudnym pochodzeniu tych pieniędzy. A potem poszła już lawina...
Potem Było już tylko gorzej.
Ewangelizacja Ameryki łacińskiej, a szczególnie dobre kontakty z mordercą Pinochetem, przymykanie oczu na tysiące ofiar domowej wojny. Przyzwolenie na ludobójstwo w Ruandzie, też w imię walki z komunizmem, całkowity zakaz aborcji, bez względu na wszystko i całkowity zakaz używania prezerwatyw nawet w miejscach, gdzie choroby weneryczne i AIDS dziesiątkowały ludzi, Wykluczenie osób homoseksualnych i pozorne wywyższanie roli kobiety, jako matki i służebnicy rodziny. To tylko niektóre z aspektów pozornej świętości papieża Polaka. Na to wszystko nakłada się ukrywanie problemów pedofilii i ochrona zboczeńców kościelnych...
Naprawdę, nie wspomniała bym o tym ani słowem, bo mamy tydzień wyborczy i na pewno znalazła bym ważniejszy temat, ale uległam prowokacji. Bo przecież dziś jest rocznica wyboru Karola Wojtyły na papieża, więc gdzie nie spojrzysz, tam hymny pochwalne i oślinione gęby piejące z zachwytu nad jego świętością. Naprawdę Polacy? Naprawdę nie potraficie stanąć oko w oko z prawdą? Czy w dobie szerokiej gamy mediów i internetu, nadal będziemy powielać kłamstwa o świętości papieża Polaka? Nie jesteśmy jakąś zahukaną wioską, gdzie znamy tylko jedną wersje wydarzeń i powtarzamy ją bezmyślnie. Dlaczego, mimo ogólnie dostępnej wiedzy nadal się oszukujecie i trzymacie się tego papieża, jak ostatniej deski ratunku. Dlaczego nie wielbicie Chopina, Mickiewicza, Miłosza, Szymborskiej, Moniuszki? Było naprawdę wielu Polaków, z których możemy być dumni, począwszy od Kopernika i Skłodowskiej, a na Wałęsie skończywszy. Dlaczego jesteście ślepi, nie widzicie, że byli byśmy dużo bardziej ludzcy, bardziej nowocześni, bardziej tolerancyjni, gdyby nam się nie przytrafił papież Polak? Kościół katolicki, jest większym zbrodniarzem, niż Hitler. Tak, tak, od razu mnie zlinczujcie, że się ośmielam porównywać papieża do Hitlera. No cóż, pamiętacie taki polski film VABANK ? O, chyba nawet wczoraj leciał w telewizji publicznej. Główny bohater zapytany o to, dlaczego został kasiarzem, odpowiada: „Można kraść jako polityk, albo jako bankier, ale chyba uczciwiej jest kraść, jako złodziej”. I dla mnie tylko taka jest różnica, że uczciwiej jest być po prostu mordercą, niż robić to samo, pozwalać na to samo, jako święty. Rany, zaraz wyjdzie, że chwalę Hitlera.
To nawet nie jest już złość, to uczucie, kiedy obserwuję swoich rodaków w zaślepieniu oddających hołdy JPII. Ja chyba odczuwam w tym momencie litość. Litość, że ludzie mają takie twarde czaszki, że żadna prawdę się do nich nie przedostaje. Że w kwestii papieża Polaka, nie ma ani jednego odważnego człowieka, który by wystąpił w telewizji i zburzył ten mur obłudy. A wiem, że wśród osób powszechnie występujących w różnych programach jest, wiele osób myślących tak samo, jak ja. I nawet obejrzenie filmu KLER niczego nie zmieniło, bo ludzie nadal myślą, że opisane w nim historie, to są jakieś skrajne wyjątki, a poza tym nadal wszystko jest cacy. I wierzą w to, że ich idol, ściskający się w Watykanie z pedofilami, nie wiedział co czynią. A on tylko zamiatał bardzo szczelnie, bo bardzo dbał o swój kościół. O kościół, jako instytucje, nie jako zgromadzenie ludzi wierzących.
Papież kochał tylko tę swoją instytucję. Gdyby kochał ludzi, nie popierał by Pinocheta, nie zamykał by oczu na wojnę w Ruandzie, nie zmuszał do rodzenia dzieci nawet z narażeniem życia, pozwolił by na używanie prezerwatyw ludziom narażonym na AIDS. Jest winien tych śmierci. Święty człowiek, musi być po prostu święty, od stóp do głów i w każdym aspekcie. A coraz głośniej mówi się o tym, że papież dla dobra kościoła porzucił w Polsce kobietę i dziecko. Niektórzy nawet uważają, że to takie bohaterstwo, poświęcić prywatne życie dla Boga...lecz czy wyparcie się swojego syna jest czynem chwalebnym, czy to jest powód do uznania świętości?

A my?..., my żyjemy ciągle jak we mgle. Bezmyślnie powtarzając narzucony nam dekalog, jednocześnie łamiąc go bez żadnego oporu. Bo przecież, czy wszystkie te przykłady, jakie podałam na początku tekstu, nie wpisują się w grzechy przeciwko przykazaniu nie zabijaj? Więc może ja niepotrzebnie się dziwię. Może taka jest moralność nasza, jaka była moralność tego naszego papieża? Może wolimy być ślepi i łudzić się, że jeśli czegoś nie widzimy, to to się nie dzieje...   



poniedziałek, 15 października 2018

Salwy śmiechu. ( tekst z dnia 15 października 2015 roku)


Kiedyś, jeszcze nie dawno, wszystko było proste. Były rzeczy śmieszne i smutne, były dramaty i prawdziwe komedie. Dzisiaj wszystko się pomieszało. A i tak nasze odczucia zatrzymują się na złości i bezsilności.
Nie biorę udziału w kampanii wyborczej. Moje poglądy każdy zna. Jedyne co mogę zrobić, to zachęcać do głosowania. Dla Polski to jest dziś naprawdę ważne, w momencie, kiedy się meldują w okręgach wyborczych dużych miast całe oddziały zwolenników PISu, jednodniowych obywateli z przypadku. Nie chce mi się wierzyć, że ludzie to robią z własnej woli, przemierzają najpierw kawał drogi, by się zgłosić w okręgu wyborczym, a potem za swoje przyjadą zagłosować. Polacy nie są tak chętni poświęcać się za darmochę. A jeśli nie, to pytanie jest, za co to robią? Czym zostali przekupieni, lub czym zastraszeni? I czy to nie jest już oszustwo wyborcze? Czy nie jest oszustwem wskazywanie właściwego kandydata z ambony i straszenie grzechem tych, którzy zagłosują inaczej? Czy te wybory nie powinny zostać uznane za nieważne, zanim się jeszcze zaczęły? Niestety, dziś omijanie prawa stało się modne i nikt na to nie zwraca uwagi. Pamiętajcie więc Polacy, w wyborach naprawdę każdy głos się liczy, bo nawet jeśli przegramy o jeden głos, to i tak przegramy. Nie może zabraknąć WASZEGO głosu, bo w przeciwnym razie, każde słowo, jakie wypowiedzieliście przez ostatnie 3 lata, nic nie było warte.
Kampania, jak płynęła, tak płynie... Premier jeździ po Polsce i kłamie, Jaki biega po Warszawie i wszędzie widzi ruiny, Trzaskowski usiłuje wygrać kulturą osobistą, a prezes obraża Polaków. I co Polacy na to? Wali WAS to?, prawda? Nos przyzwyczaił się już do smrodu kłamstw i manipulacji, a wzrok się odwraca, bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Przypominam Wam jednak, że za tydzień czeka WAS pierwszy egzamin, a jeśli go przegracie, to PIS będzie miał już z górki. I pozostanie nam już wtedy naprawdę tylko śmiech. Tylko z kogo się będziemy śmiać? Chyba z samych siebie...
Dziś zabawy dostarczają nam politycy i nie każdy zdaje sobie sprawę, jak bardzo są groźni.
Zacznijmy może od tak zwanej Debaty warszawskiej...
Naprawdę nie rozumiem, po co telewizja organizuje takie przedstawienia. Czternastu kandydatów, z których więcej, niż połowa spadła chyba z księżyca. Normalny spęd wyborczy. Tendencyjne lub mało precyzyjne pytania, na które trzeba odpowiedzieć jednym zdaniem w 45 sekund. Większość tych inteligentów potrzebuje tyle czasu, by zrozumieć pytanie... drugie tyle, by się zastanowić, co by tu odpowiedzieć. Mieliśmy więc sytuację, że pytający swoje, a kandydaci swoje... bo pletli bez sensu, co im ślina na język przyniesie. Jeden tańczy, drugi śpiewa, trzeci gotuje...kurwa, prawdziwe koło gospodyń wiejskich! Oczywiście najlepiej przygotowany był Patryk Jaki. Wyuczone regułki, zupełnie nie związane z treścią pytań i ciągła wojna zaczepna w stosunku do Trzaskowskiego. Dziwię się jednak bardzo wszystkim innym uczestnikom, że nie zareagowali salwami śmiechu na tę rezygnację Patryka Jakiego z członkostwa w swojej partii! Niby to dlatego, by być prezydentem wszystkich Warszawiaków... Ja bym nie umiała się powstrzymać i ryknęła bym śmiechem. Ha, ha, ha, ja chyba już gdzieś ten tekst słyszałam. I tak, jak dla mnie, to sam kandydat sprzedał sobie pocałunek śmierci. Czy my przypadkiem nie mamy bezpartyjnego prezydenta kraju z tej samej partyjnej stajni? Czy on też nie odrzucił partyjnej legitymacji, by być prezydentem wszystkich Polaków? I co z tego wynikło? Nadal jest PISdą pełną gębą! Nadal konsultuje z prezesem wszystkie autografy, zamiast z prawnikami i ekspertami. Bycie bezpartyjną marionetką nie przeszkadza mu pozostać pajacykiem skaczącym na sznurkach, jak mu matka partia zagra. Więc jeśli Patryk Jaki chce iść podobną drogą, to właśnie się publicznie przyznał, których Warszawiaków będzie prezydentem.
Jedyną informacja, jaką można było z tej debaty wynieść, to czytelny obraz trzech stacji telewizyjnych i ich neutralności, bo pani prezenterka z telewizji publicznej dopowiadała za Patryka Jakiego to, czego sam nie zdążył lub zapomniał powiedzieć. No i dowiedzieliśmy się także, że oprócz kilku normalnych kandydatów, mamy też jednego oszołoma, jednego wariata i jedną niezrównoważoną emocjonalnie kobietę. A może dla naszego dobrego samopoczucie, lepiej było by nam tego nie uświadamiać. Ale z drugiej strony...żyjemy na co dzień w takim cyrku, że trochę folkloru politycznego nam też nie zaszkodzi. Obiło mi się ostatnio o uszy, że rząd PISowski po cichu prowadzi tak zwaną odwróconą prywatyzację. W ramach tego procesu, na przykład, skupuje różne, mówiąc ogólnie obiekty, ogłaszając przy tym z wielką pompą, że wreszcie powróciły w Polskie ręce??? Nie, nie chodzi o jakieś pomniki polskiej historii, poniewierające się gdzieś po kątach i garażach w dalekich krajach. Rząd przywraca do Polski to, co od zawsze w tej Polsce przebywało. Tak, jak już pamiętamy, odkupił za ciężkie miliony kolekcję Czartoryskich, która była w Polsce od zawsze, a ostatnio odkupili także Polskie Koleje Linowe, bo podobno cała Polska tego chciała. Oczywiście nie wiemy, co pacjent miał na myśli mówiąc: cała Polska, bo na chuj komuś kolejki linowe na własność i dlaczego mógłby ich tak bardzo pragnąć, skoro i tak nie zobaczy z ich zysków ani centa. Nie wiem, na kim Mateusz Morawiecki chciał zrobić wrażenie tą transakcją, ale mnie tu pachnie centralizacją gospodarki, czyli powrotem do czasów komuny. Ale już zupełnie, ale to zupełnie nie rozumiem, po co rząd kupił lotnisko w Radomiu??? Mnie się naprawdę wydawało, że stolicą Polski jest Warszawa, a Polacy mają tyle szczęścia, że miasto to jest usytuowane w centrum kraju. Nawet, kiedy Okęcie było jedynym lotniskiem w Polsce, wszyscy sprawiedliwie musieli do tej Warszawy dojechać. Myślę więc i myślę, co takiego chodzi po tej małej, skurwysyńskiej makówce prezesa. Czy wzmożony ruch lotniczy jest w tej chwili złośliwie prowadzony nad Żoliborzem, i prezes spać nie może do południa, a może prezesowi się marzy przenoszenie stolicy z Warszawy do Radomia, a może zmienił plany, co do położenia centralnego portu lotniczego? Zupełnie nie rozumiem, dlaczego PIS tak bardzo nienawidzi Warszawy, dlaczego za wszelką cenę próbuje ją osłabić? I dopiero nadworny błazen Marek Suski odpowiedział na moje wszystkie wątpliwości...
Bardzo jesteśmy wdzięczni kochanej władzy za tę troskę, by nam skrócić drogę do Afryki...o ile? O 100 kilometrów? Ktoś mi może wytłumaczyć, na chuj komuś takie udogodnienie? A co z tymi, którzy latają na północ, władza będzie odliczać z ceny biletu koszt za te 100 kilometrów? Ale czego się nie robi przed wyborami? Można nawet kupić lotnisko! Przed wyborami to nawet policja znormalniała. Po raz pierwszy, odkąd PIS przejął władzę, panowie policjanci się pomylili!, i skierowali swoją interwencję, nie na tych „zboczeńców i sodomitów” niosących agresywnie tęczową flagę, tylko na spokojnie stojących z dziećmi patriotów. Mało tego, potraktowała ich armatkami wodnymi i gazem za nic, no za te kilka niewinnych kamieni, które chyba same się wzięły i latały! I jaki to spryciula z tego Brudzińskiego. Nagle, tydzień przed wyborami okazało się, że to prezydent miasta Lublina, członek PO, jest ostoją nietolerancji, a policja własną piersią broni praw mniejszości.
Ja może mam już obsesję i w nic już nie wierzę. Nawet w to, że czasami policjanci mogą się zachować, jak ludzie. Wszędzie widzę ustawki, pozorowane gesty, zaciemnione prawdy. Czy to już jest stan maniakalny, czy tylko system obronny?
Kto by się tego spodziewał jeszcze 3 lata temu..., że kiedyś się obudzimy w takiej Polsce, że ludzie będą kopać się na wizji podczas programu na żywo, że w europejskim kraju będzie się szarpać dziennikarzy, że kłamstwo nie będzie już powodem do wstydu, a nienawiść zostanie najczęściej uprawianym sportem narodowym. Kto by się spodziewał, że można tak szybko upaść i tak nisko, by nie reagować, kiedy na listach wyborczych są faszyści, kiedy nieletnią ofiarę gwałtu nazywa się kurwą, kiedy bicie i kopanie żony sąd uznaje za zwyczajną sprzeczkę małżeńską, a prezydent biega po ulicy z chujami na ustach i jeszcze się uważa za męża stanu.
Tak się to wszystko jakoś pokręciło, że zaczynam powoli widzieć sens w powiedzeniu: „że nikt nam nie wmówi, iż białe jest białe, a czarne jest czarne...” I z niecierpliwością oczekuję dnia, kiedy ten odwrócony do góry nogami świat, powróci wreszcie na swoje miejsce...
Moja ulubiona poetka, Halina Poświatowska, napisała kiedyś w niepolitycznym, a bardzo osobistym wierszu:
W moim barbarzyńskim języku, kwiaty nazywają się kwiaty i o powietrzu mówię, powietrze i stąpając po kostkach bruku obcasami wystukuję: bruk...bruk...bruk...”
A ja idąc tym tropem, powiedziała bym, że przeciwnika politycznego nazywam z szacunkiem przeciwnikiem politycznym, prezydenta, prezydentem, marszałka marszałkiem, premiera premierem..., a pajaca nazywam pajacem..., a szarańczę nazywam szarańczą i strząsam ją z drzewa które obsiadła. Drzewa o imieniu Polska.





wtorek, 9 października 2018

Ani grama wstydu...( Tekst z dnia 10 października 2018 roku)


Jestem już w tym gronie szczęśliwców, którzy obejrzeli film KLER.
Trochę wcześniej, niż się mogłam spodziewać mieszkając za granicą i łaskawie czekając, aż jakiś portal zacznie go udostępniać. Mam konto na „chomikuj”, gdzie często bywają takie filmy, których nie można zobaczyć nigdzie indziej. Często także ściągam stamtąd książki.
Film jest tam w wersji tak zwanej „kinowej”, a więc... nagrywany komórka w kinie, co wpływa na jego słabą jakość oraz efekty specjalne w postaci przechodzących przed ekranem tajemniczych głów, komentarzy i salw śmiechu w miejscach, gdzie wytrawny widz nawet by się nie uśmiechnął. Aż wstyd bierze, że taki portal, jak „chomikuj”, w końcu płatny, rozpowszechnia dzieła w takiej jakości. No cóż, ale ciekawość ludzka to uczucie bardzo silne, więc zebrałam się w sobie, zapłaciłam za kilobajty i obejrzałam...
Nie mogę powiedzieć, żebym była filmem zawiedziona, ale zaskoczona jestem na pewno. Wcześniej spodziewałam się zmasowanego ataku na instytucje kościoła, było to spowodowane recenzjami tych, którzy już film widzieli. Ale dziś, po obejrzeniu, tym bardziej nie rozumiem o co to całe „halo”. Po co te kwiki, te dąsy, ta obraza majestatu, te zakazy chodzenia do kina, procesje, egzorcyzmy itd. itp.?
Ja jestem niepoprawnym kinomanem. Miałam to szczęście w życiu, że mnie zachęcał do oglądania filmów pan Stanisław Janicki...
Znacie? Moje pokolenie, jasne, że zna! Ten Pan redaktor w tajemniczych, ciemnych okularach, prowadził w każdą niedzielę taki program pt: „W starym kinie”. Można było w tym programie obejrzeć cała klasykę kina, tę bardzo znaną, jak i wiele niszowych filmów, które nigdy nie były dostępne w kinach, a tym bardziej w telewizji.
Ale nie sam repertuar odgrywał największą rolę. Prawdziwą gwiazdą tego programu był sam pan Janicki. Zanim dochodziło do projekcji opowiadał o kulisach powstania filmu, o grających w nim aktorach, o okolicznościach historycznych samej fabuły, o reżyserze i uwrażliwiał widza, na zawarte w filmie treści. Robił to w tak interesujący sposób, a trzeba przyznać, że natura obdarzyła go niezwykle pięknym głosem, że nawet gdyby seansem był „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”, to widz i tak oglądałby to z otwartą gębą usiłując dostrzec wszystko to, co pan Janicki. Mam takie wrażenie, a sądzę, że nie jest ono tylko moje, że redaktor ten robił chyba największą robotę w czasach komunizmu, w dziedzinie szerzenia kultury filmowej w społeczeństwie. Powiedziałabym nawet, że był to człowiek niezwykły lecz także niebezpieczny, bo zaraził mnie mania oglądania filmów do końca życia. Jest to jedna z największych moich przyjemności, którą celebruję i która nigdy mi się nie znudziła. Nauczył mnie także oglądania filmów ze zrozumieniem, a właściwie nie tylko oglądania, ale także słuchania. Nie chodzi o zrozumienie fabuły, bo to każdy głupi potrafi. Ale reżyser, artysta, nie opowiada jakiejś historii tylko tak sobie, zawsze jest w niej zawarte jakieś drugie dno, jakieś emocje, jakaś myśl przewodnia. W przeciwnym razie film byłby zwyczajnym rzemiosłem, a nie twórczością artystyczną. Wiecie, czym się różni kinowy koneser, od zwykłego oglądacza filmów? Np. tym, że koneser będzie wył z zachwytu nad filmem „Stary człowiek i morze”, a zwykły oglądacz będzie się zastanawiał: Kurwa, co tu oglądać, facet 2 godziny siedzi w łódce na morzu i coś tam mamrocze pod nosem.
W taki sposób już w dzieciństwie została mi zaszczepione ta upierdliwość i dociekliwość. Zwykle oglądam film 2 razy, czasem więcej, dopóki nie upewnię się, że zajrzałam w każdy zakamarek jego duszy.
Może to trochę długi i trochę zbyt osobisty wstęp, ale chciałam się WAM wytłumaczyć, dlaczego nie poddaje się powszechnym opiniom i zawsze szukam dziury w całym.
Jeśli chodzi o film KLER, powtórzę, całkowicie nie rozumiem ani tego lamentu prawicowego środowiska, ani samych pasterzy i czasami mam wątpliwości, czy osoby nawet krytycznie nastawione do opisanych zjawisk w kościele, na pewno uważnie obejrzały film. A już zupełnie nie rozumiem, jak można uważać, że to jest jakiś paszkwil, jakiś czarny obraz, pokazujący wyłącznie ciemną stronę tej instytucji. Dla mnie, jedynym obiektywnie czarnym charakterem w tym filmie jest grany przez Janusza Gajosa biskup, no może jeszcze na drugim planie ci jego doradcy. Jednocześnie jest on najbardziej bliskim mi obrazem księdza. Kiedy myślę ksiądz, widzę właśnie takich pozbawionych skrupułów, bezdusznych i pazernych kolesi. Ja znam właśnie takich księży. Natomiast pozostałe pierwszoplanowe osoby, to postacie bardzo tragiczne, które mają refleksje co do swojego postępowania. Reżyser sugeruje, że żaden z nich nie byłby złym człowiekiem, gdyby nie okoliczności i dramaty życiowe, które ich spotkały. Ksiądz grany przez Jacka Braciaka jest krzywdzonym w katolickim sierocińcu chłopcem, które wręcz dokonuje zemsty lub odbija sobie te krzywdy w dorosłym już życiu. Ksiądz grany przez Jakubiaka był gwałcony w dzieciństwie, a więc jego skłonność nie jest do końca jego winą. A trzeci bohater jest alkoholikiem ponieważ jest wewnętrznie rozdarty i miota się między miłością do kobiety a miłością do boga. Mam takie wrażenie i to mnie chyba najbardziej w tym filmie zaskoczyło, że reżyser wręcz usprawiedliwia postępowanie pokazanych przez siebie bohaterów i jest to dla mnie obraz fałszywy. Nie możemy zakładać, że tylko osoba skrzywdzona może zostać pedofilem, bo skala tych przypadków w kościele jest zbyt wielka i w końcu musieli byśmy dojąć do wniosku, że do seminarium trafiają wyłącznie osoby obdarzone jakąś traumą, a to przecież nieprawda. Tak na moje oko, Smarzowski bardzo łagodnie potraktował kościół, nie złożył na jego barki żadnej winy, może poza chciwością i milczeniem wobec złych uczynków swoich kolegów po fachu. A z moich doświadczeń wynika, że do seminariów idą normalni młodzieńcy, z normalnych, nie patologicznych domów, a to właśnie instytucja kościelna ich wypacza, zaraża ich wszelkim złem, a potem dodatkowo daje im bezkarność, która to zło potęguje.
Film, jako taki uważam za bardzo dobry, chociaż nie zgadzam się z jego przesłaniem. Ja, gdybym była reżyserem, dużo bardziej na ostro potraktowała bym niektóre tematy. Bo nie można dawać rozgrzeszenia dorosłym ludziom, którzy zdają sobie sprawę, że to, co robią jest złe, a mimo to tkwią w wytworzonym przez siebie szambie. Tymczasem bohaterowie filmu wręcz budzą naszą litość.
Oczywiście każdy może to ocenić po swojemu, ja to widzę właśnie tak, że film nie pokazał prawdziwego brudu tej instytucji.
A wczoraj doznałam jeszcze jednego zawodu, podczas dwóch wywiadów z biskupem Pieronkiem, który był po południu gościem Tomasza Lisa, a wieczorem Moniki Olejnik. Biskup Pieronek miał różne odloty w swej karierze, ale zawsze był nieco ekscentryczny przez co częściej stawał po stronie obiektywnej prawdy, a w kontrze do kościoła. I teoretycznie tym razem też tak było, bo przyznał, że zjawiska opisane w filmie KLER naprawdę zdarzają się w kościele, lecz uznał obraz kościoła w nim zawarty za przerysowany i krzywdzący. Prawda jest taka, że film Smarzowskiego tylko trąca czubek lodowej góry zła skupiając się na kilku najbardziej jaskrawych przykładach. Ja ze swojego życia znam bardzo wiele podobnych, a czasem jeszcze gorszych przykładów. Osobiście mieszkałam przez kilka lat w dzielnicy, w której było kilka klasztorów i przynależałam (teoretycznie) do parafii, gdzie bardzo długo proboszczem był alkoholik. Mogła bym sporo wnieść do scenariusza. Mogłabym wspomnieć o żeńskich klasztorach, które były zapleczem seksualnych uciech dla księży, żeby nie nazwać ich brutalnie burdelami. Mogę opowiedzieć, jak parafianie wspólnym wysiłkiem pobudowali piękny kościół, do którego wchodziło się wysokimi i szerokimi na cała budowlę schodami i jak parafianie idący na mszę niedzielną musieli oglądać proboszcza leżącego na tych schodach w brudnej, obrzyganej sutannie, często na wpół nagiego, śmierdzącego wódą, którego młodzi księża próbowali siłą zaprowadzić na plebanię. A on ich wyzywał od kurew, kiedy usiłowali mu zapiąć obsikany rozporek. To ja już nie muszę tego zobaczyć na filmie, widziałam w realu. Nie jest to żaden paszkwil, żaden zaciemniony obraz, panie biskupie Pieronek. Nie ma co się usprawiedliwiać, że w każdej grupie społecznej są patologie, a ktoś się tylko uwziął na kościół. Jest dokładnie odwrotnie! Do tej pory świat przymykał na wasze sprawki oczy. Tak naprawdę jest to pierwszy polski film krytyczny wobec kościoła.
Myślałam, że w całej tej bandzie pasterzy różnego szczebla, jest chociaż kilku uczciwych i obiektywnych ludzi. Myślałam, że się do nich zalicza biskup Pieronek. Niestety, także on myśli wyłącznie o losie kościoła. Martwi się tylko o niego. Nie widziałam w jego oczach ani grama wstydu, kiedy potwierdzał, że obrazy przedstawione w filmie naprawdę się dzieją. Nie było w nim właściwie żadnych emocji. Dopiero pytanie o to, czy kościół powinien wypłacać odszkodowania ofiarom księży pedofilów, spowodowało u niego wzburzenie. Zobaczyłam wtedy, że tak naprawdę on także tkwi po ciemnej stronie mocy. Ofiary są dla niego niewidzialne i nieistotne. Ważne jest tylko to, by oczyścić imię kościoła i by przenajświętsza forsa nadal pozostała w jego łapach. Muszę jednak rozczarować biskupa. Kościół jest już tylko samym brudem, nie da się go „oczyścić”, można go tylko usunąć. 



Obsesja. ( Tekst z dnia 9 października 2018 roku)


Donald Tusk powinien częściej przyjeżdżać do Polski. Nie dość, że społeczeństwo wita go jak księcia, to w dodatku powstaje taki popłoch w PISim grodzie, że aż się kurzy. A jeśli jeszcze były premier wygłosi mądre przemówienie, cywilizowanym językiem, bez atakowania kogokolwiek, no co najwyżej w nawiasie, kiedy wszystko okrasi kulturalnym, wyważonym lecz jednocześnie dosadnym żartem, zmusza przeciwnika do nieuzasadnionego i rozpaczliwego ataku i go ośmiesza.
Najpierw blady strach padł na premiera Morawieckiego, który nie widząc żadnego punktu zaczepienia wymawiał Donaldowi Tuskowi „haratanie w gałę”, jakby chciał za wszelka cenę udowodnić, że zamiłowanie do piłki nożnej dyskwalifikuje polityka. Każdy uprawia taki sport, panie Morawiecki, jaki mu najbardziej odpowiada. Pan na przykład regularnie trenuje mijanie się z prawdą. Próby udowodnienia, że jest to sport lepszy od biegania po boisku w krótkich spodenkach, nie przybliża pana do społeczeństwa. A mówiąc poważnie: człowiek jest mało efektywny, nawet jeśli jest bardzo pracowity, jeżeli w swoim życiu skupia się wyłącznie na pracy. Oprócz tego, by nie stracić perspektywy do rzeczywistości, powinien raz na jakiś czas przewietrzyć mózg, do czego może służyć np. haratanie w gałę. Musi czasami wrzucić mózg na luz, odwrócić uwagę od tematów związanych z pracą, do czego może posłużyć dobra książka, czy na przykład wyjście do kina na film „KLER”. Skoro pan tylko zapierdala, chociaż zapewne nie za miskę ryżu, fakt ten przynajmniej wyjaśnia to pańskie oderwanie się od rzeczywistości. Aby rozumieć życie, nie można tylko pracować, trzeba także dbać o zdrowie fizyczne i o rozwój mózgu. A premier powinien być przykładem takiego zrównoważonego życia, by dawać dobry przykład społeczeństwu.
Myśleliśmy, że na tej dygresji premiera, temat sportów uprawianych przez Donalda Tuska zostanie zakończony. Okazuje się jednak, że PISbanda ma prawdziwą obsesję na tym punkcie. Szczęka mi opadła widząc wczorajszą konferencję prasową rzeczniczki Mazurek. Bo żeby organizować spotkanie z dziennikarzami na temat haratania w gałę!? Naprawdę, to już chyba jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Oczywiście, sprytnie połączono powyższy temat z wymyślnymi kwotami odzyskanymi z różnych równie nieprawdziwych przekrętów, co mniej inteligentnemu elektoratowi mogło zasugerować, że haratanie w gałe jest nieodłącznie związane ze złodziejstwem..., no o jak zwykle, ze wszystkiemu winien jest Tusk. Jak widać, każda wizyta Donalda Tuska budzi w obozie władzy takie poruszenie i taką wściekłość, że nawet gdyby im ktoś gęby zakleił, będą dupami szczekać swoją nienawiścią. Śmieszne wydaje się także to oburzenie pani Mazurek faktem, że Donald Tusk, w krótkich spodenkach, grą w piłkę czci jakieś narodowe święto. Jest tradycją światową, by biegami, lub imprezami sportowymi czcić historyczne wydarzenia i oddawać hołd wybitnym bohaterom. I zapewniam panią rzecznik, że nikt w garniturze i z biało/czerwonym krawatem w tych imprezach nie uczestniczy.
PISowscy politycy najwyraźniej wyczerpali już wszystkie normalne metody prowadzenia kampanii wyborczej. O ile kłamstwo można uznać za metodę. Teraz zostało im już tylko przemawiać do kieszeni suwerena. I wcale nie chodzi o to, by suweren nagle poczuł, że mu ta kieszeń pęcznieje, lecz by zauważył braki, jakie ma po poprzedniej władzy. Jedynym argumentem, który pozostał w rękach władzy jest mafia watowska i inne wyimaginowane praktyki złodziejskie, o które posądza się poprzedników. Przy czym, wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów, kwoty strat jakie wymyśla Mateusz Morawiecki, regularnie wzrastają z dnia na dzień. Może się okazać, że za 2 tygodnie, kiedy wkroczymy w okres ciszy przedwyborczej, kwoty odzyskane z wat przekroczą budżet państwa. Okazuje się, że nie tylko premier bawi się w poszukiwacza miliardów. Wczoraj ostatniej wyborczej deski ratunku uchwycił się Patryk jaki i z dnia na dzień odnalazł kilkanaście miliardów strat w Warszawie w wyniku prywatyzacji. Wcale się nie zdziwię, jeśli w przyszłym tygodniu się okaże, że Hanna Gronkiewicz Waltz, budując drugą linię metra, trafiła na żyłę złota i od lat na własną rękę, nocami, to złoto wydobywa. I oto przyjeżdża na białym koniu rycerz z Opola Patryk Jaki i odzyskuje ten skarb narodowy dla Warszawiaków.
Czasami, kiedy mamy w polityce sezon ogórkowy, marzymy, by wreszcie zaczęła się jakaś kampania wyborcza, bo wtedy politycy muszą się trochę bardziej postarać, trochę wysilić mózgi, by się pokazać wyborcom z jak najlepszej strony. Ale obecna kampania wyborcza to kompletna porażka. Cokolwiek by nie powiedziała opozycja, nie ma to żadnego sensu, bo PIS nie ma żadnych ograniczeń, by obiecać każdą, nawet najbardziej niemożliwą rzecz. Są więc plany kosmicznych dzielnic w Warszawie, mostów na rzekach, które nie istnieją, dróg tam, gdzie nie są nikomu potrzebne. Po prostu pełna lista pobożnych życzeń. Zanim suweren zdąży o czymś zamarzyć, polityk PISu już to obiecuje. Mam już dość słuchania tych bzdur. Nie, nie dlatego, że obawiam się uczucia zawodu, kiedy po wyborach większość tych obietnic wyląduje w koszu. Wkurza mnie to, że ta nasza polityczna elita rządząca, traktuje społeczeństwo, jak idiotów, a jeszcze bardziej wkurza mnie to, że wcale nie mały procent tych idiotów w społeczeństwie naprawdę mamy. Ale najbardziej mnie przeraża fakt, że małymi kroczkami Mateusz Morawiecki przygotowuje Polaków na fakt, że nie uzna wyroku Europejskiego Sądu i że najpierw stracimy unijne fundusze, a potem powoli będziemy się z Unii wycofywać. Tak właśnie rozumiem jego lekceważący stosunek do funduszy unijnych i kłamstwo, że PIS może dać więcej, bo jest najlepszy i najważniejszy.
I było by po pierwsze strasznie, a po drugie nudno na tych wyborczych spotkaniach PISu, gdyby Jarosław Kaczyński jak zwykle nie spalił dowcipu myląc Szwajcarię z Bawarią. A o symptomach bezmózgowia siedzących na sali widzów niech zaświadczy fakt, że na wieść, że w ich regionie może być, jak w Szwajcarii, zareagowali oklaskami na stojąco. Ale zamiast ryknąć śmiechem i wygwizdać prezesa, kiedy się okazało, że nie o Szwajcarię mu chodzi tylko o Bawarię, tę drugą propozycję przyjęli z podobnym entuzjazmem. Czasami mi się wydaje, że przychodzą na te spotkania, nie po to, by słuchać prezesa, ale tylko po to, by w odpowiednim momencie na wyraźny sygnał po prostu zacząć klaskać.
Drodzy Państwo! Nie chodzi o to, by tu kogoś wybielać, a szczególnie Platformę Obywatelską, która podczas swoich ośmiu lat wiele rzeczy zaniedbała, na wiele reform się nie zdecydowała i na wiele zjawisk przymykała oczy. Zachowali się trochę jak małżeństwo po ślubie, któremu się wydaje, że jeśli już założyli obrączki, to reszta się sama ułoży. Ale o miłość trzeba dbać i trzeba walczyć, bo ognisko, do którego się drew nie dokłada, powoli gaśnie. Tak samo jest z miłością suwerena. Nie wystarczy wygrać wyborów, trzeba cały czas pokazywać i mówić o tym głośno, co się dla Polski robi i w jaki sposób się dba o społeczeństwo. Platforma tego wcale nie robiła, zamknęła się w swoich gabinetach i chociaż rządziła dość sprawnie, była dla suwerena niewidoczna. Nic dziwnego, że spragnione igrzysk społeczeństwo rzuciło się z impetem na jakieś głupie, nagrywane po kryjomu taśmy. Polityka jest trochę także teatrem, co w sposób doskonały wykorzystuje PIS. Ludzie się tym teatrem najadają na tyle, że nie próbują nawet rozliczać polityków ze słów. Ja jednak mam jakiś dystans, bo patrzę na działania polityków z oddali. I mnie ten PISowski teatr nie przekonuje. Przede wszystkim widzę wiele sprzeczności, które całkowicie rujnują wiarygodność. Zadaję sobie każdego dnia pytanie:
W jaki sposób działa wymiar sprawiedliwości w Polsce? Skoro się udało złapać na gorącym uczynku tak wielu oszustów i złodziei, którzy okradali skarb państwa na te ogromne miliardy, dlaczego nikogo nie aresztowano w tej sprawie, dlaczego nie zapadł żaden wyrok i nikt jeszcze nie siedzi w więzieniu? Taki złodziej, który potrafi wyłudzić miliony powinien być uznany za groźnego dla społeczeństwa i powinien być odizolowany. Trzy lata, to bardzo długo, by winnych rozliczyć, a mimo to nie aresztowano ani prezydent miasta Warszawy, ani jej męża, chociaż się powszechnie głosi, że są oszustami współwinnymi w aferze reprywatyzacyjnej? Dlaczego nie ma wniosku o odebranie immunitetu Donaldowi Tuskowi, który, jak często słyszymy, jest winien wszystkiemu!
Kłamstwo stało się powszechną metodą działania władzy. Cała armia Sasinów, Kępów, Jakich, Brudzińskich i innych cierpiących na słowotok, każdego dnia zamydla ludziom oczy. A ja tylko pozostaję w wierze, że to na moich rodaków nie podziała. Że nie jesteście, ani naiwni, ani społecznie ślepi, ani głupi i potraficie złożyć te opowieści w jedną całość i macie świadomość, że to wszystko nie „styka”, że umiecie powiązać ze sobą fakty i że się nie nabierzecie na opowiadane bajki. Ale przede wszystkim wierzę, że macie odwagę i przekorę w sobie, by się wyłamać z baraniego pędu, że macie własne ja, które potrafi postawić krzyżyk tam, gdzie samo chce, a nie tam, gdzie mu podpowiadają inni!



Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...