Czy zauważyliście, jak przez 3 lata może się zmienić perspektywa? Jak bardzo świat wokół nas oszalał, a my razem z nim? To, co jeszcze 3 lata temu było nie do pomyślenie, dziś co najwyżej budzi nasz uśmiech, a potem przechodzimy nad tym do porządku dziennego.
Pamiętacie, jak nas oburzały pierwsze posunięcia prezydenta Dudy?, pierwsze decyzje, ułaskawienie Kamińskiego, nocne zaprzysiężenia sędziów TK...? Było już tego bardzo wiele. Wtedy wydawało nam się, że już nie ma demokracji, że tego dłużej nie wytrzymamy. I co? I wytrzymaliśmy następne 3 lata, a każdego dnia PIS łamał prawo, a jeśli nie prawo do obyczaj polityczny. Wytrzymaliśmy premier Szydło, i myśleliśmy, że nic gorszego Polsce nie mogło się przytrafi i że każdy inny będzie od niej lepszy. Nie doceniliśmy PISu, co? Nastał Mateuszek/ kłamczuszek i granice żenady poszerzyły się bez żadnego wysiłku. Czasami, wydaje mi się, że zło nie ma granic, że tylko moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, jak sięga władza PISu. A w tym wszystkim najgorsze jest to, że my obywatele jesteśmy bezradni, a instytucje, które powinny reagować, albo się sprzedały, albo nie reagują z niewiadomego mi powodu. Taka na przykład Państwowa Komisja Wyborcza...ktoś wie, od czego ona jest? Od dwóch miesięcy prowadzimy kampanie wyborczą, kampanię, która swobodnie pływa ponad prawem. Po pierwsze, wbrew prawu zaczęła się zanim ją ogłoszono. Po drugie, wbrew konkordatowi, wszystkie kościelne mury są oblepione plakatami kandydatów PISu, a w kościołach prowadzi się już jawną, a nie zakamuflowaną agitację. Ba, nawet się straszy ludzi piekłem, gdyby ośmieli się zagłosować inaczej, niż kościół nakazuje. Małgorzata Wasserman prowadzi kampanię w krakowskich kościołach, a nauczyciele w szkołach rozdają oceny za uczestnictwo w spotkaniach wyborczych jedynych słusznych kandydatów. Policja, zamiast pilnować porządku i bezpieczeństwa obywateli, pilnuje PISowskich plakatów wyborczych, żeby kandydatowi, ktoś przypadkiem wąsów nie dorysował, kandydatom innych partii nie pozwala się rozwieszać ich materiałów propagandowych, a będący od pół roku na zwolnieniu lekarskim poseł, niezdolny do tego, by siedzieć w ławach poselskich, biega z łopatą po wydmach i kładzie po raz trzeci kamień węgielny pod budowę, na którą jeszcze nie ma pozwolenia. Bo poseł wie, że za chwilę położy łapę na całym wymiarze sprawiedliwości i komisjach kontrolnych, więc nikt go nie będzie ścigał, ani za to, że pomimo doskonałego samopoczucie uchyla się od obowiązku przychodzenia do pracy, ani za to, że wyłudza zasiłek chorobowy, ani za to, że buduje bez pozwolenia. Przecież wyda dyspozycję i zezwolenie się znajdzie, nawet wsteczne. Prezydent okłamuje papieża, a potem gorliwie się modli przy grobie JPII, jak gdyby nigdy nic, jakby przykazanie nie mów fałszywego świadectwa..., w ogóle nie istniało. Wobec tego wszystkiego, co widzimy każdego dnia, jakieś kłamstwa Morawieckiego, to jest już naprawdę mały pikuś. Weźmy choćby dzisiaj...
Zastanawialiście się, jak PIS wygra wybory samorządowe, skoro nie udało im się zmanipulować wyborczego prawa? Wydawało się WAM, że jesteśmy już bezpieczni, wystarczy tylko wreszcie ruszyć dupy i pójść zagłosować? To wcale nie jest takie oczywiste. Okazuje się, że można przemeldować do Warszawy i innych znaczących miast połowę Podkarpacia i trzy czwarte ściany wschodniej. Można przywieźć na wybory jednodniowych Warszawiaków, za WASZE, podatników pieniądze. Przywieźć baranków zapatrzonych w PIS, którzy wpłyną na wynik wyborów. Można? Można! To jest dopiero genialna robota! Oszukać ludzi za ich własną kasę. A potem się z nich pośmiać. Jeśli w jakimś mieście, przewaga "niePISu" jest zbyt duża, to tak, jak w Łodzi, można zdyskredytować kandydata, unieważnić wybory, znaleźć haka, wypuścić jakąś plotkę. Wszystkie chwyty dozwolone! A suweren? Ten, na którego tak się zawsze PIS powołuje? Gdzie on jest? Gdzie są jego prawa? Każdego dnia, na naszych oczach łamie się prawo wyborcze, że o standardach obyczajowych nie wspomnę. PIS robi to tak śmiesznie, że my się śmiejemy. Po prostu nie potrafimy już bronić się inaczej przed tym, by do końca nie zdziczeć, bo tak naprawdę budzą się w nas najgorsze instynkty. Boimy się, że gdybyśmy znaleźli się z tym czy tamtym w ciemnej ulicy, to byśmy mu przywalili, bo pięść to już jest jedyne prawo, jakie nam pozostało, jedyna broń.
Czekamy na te wybory, by sobie coś udowodnić. Może to, że jako naród jeszcze nie upadliśmy na dno, a może to, że jeszcze tlą się po kątach niedopałki demokracji. Mamy nadzieję, bo widzimy, że PIS idzie po bandzie, co oznaczać może, że sondaże nie są dla nich przychylne. Widać, że nie są już tak pewni swego, a najbardziej obawiają się PSLu. Bo przegrać z Platformą Obywatelską, to nie była by tak dotkliwa porażka. Ale co powiedzą swoim wyznawcom, jeśli znowu przegrają z PSLem? Przecież teraz to oni trzymają na wszystkim łapę, więc będzie głupio powiedzieć, że znowu ktoś sfałszował wybory. Atakują więc z całych sił Ludowców. Prezes nawet usiłował z nich zrobić komunistycznych oprawców. Nie wiem, co miała na myśli Beata Mazurek twierdząc, że trzeba PSL wyeliminować, bo w razie by co, to przypominam, że jeszcze komory gazowe w Oświęcimiu stoją, a takie stwierdzenie trochę cuchnie eksterminacją.
W tle tego wszystkiego Zbigniew Zerro Ziobro bardzo się spieszy, by wynik wyborów nie pokrzyżował przejęcia sadów. Cena tej operacji nie gra roli, a na szali jest nawet opuszczenie Unii Europejskiej.
Drodzy Polacy, to dobrze, że to już tylko 3 dni, a potem cisza. Bo się już tego wszystkiego słuchać dłużej nie da. Wyniku wyborów przewidzieć się nie da, chociaż czuć w powietrzy lekki powiew zmiany. Wszystko zależy od nas, jak bardzo jesteśmy zdesperowani i zmobilizowani. Te wybory oczywiście wszystkiego nie zmienią, bo nie wypędzą mątów PISowskich z wyżyn władzy. Ale jeśli choćby na chwilę uda nam się zgasić uśmieszki na ich bezczelnych twarzach, to i tak będzie to nasz wielki sukces. Może to nas zachęci, do jeszcze większej pracy, da nam nadzieję, że jednak się opłaci być, mieć poglądy i głośno je wyrażać. Może wreszcie zaczniemy rozmawiać o Polsce, o tym jak zmienić prawo, by nigdy więcej nie dopuścić szarańczy na nasze pola, by dać narodowi narzędzia, żeby nie tylko wybierać, ale także odwoływać władzę, jeśli ona nie spełni naszych oczekiwań. Może wreszcie zaczniemy myśleć o przyszłości, jak budować, a nie jak burzyć, jak kochać, a nie jak walczyć. I nie będziemy już musieli się wstydzić, za ambasadorów, którzy biegają ze śrubokrętem i odkręcają nadgorliwie tabliczki z nazwiskami. By dla takich ludzi nie było miejsca na placówkach dyplomatycznych, lecz w domach wariatów. I byśmy tym razem nie popełnili błędu miłosierdzia, byśmy zapełnili więzienia tymi, którzy nam to zrobili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz