środa, 31 października 2018

Gdzie oni są?...ci wszyscy wasi przyjaciele? (Tekst z dnia 31 października 2018 roku.)


Mogła bym coś powiedzieć o Pawle Kukizie, ale od 3 lat omijam ten temat, bo uważam go za nieważny. Nawet wtedy, kiedy ten artysta z bożej łaski zdobył 20% poparcia w wyborach prezydenckich, widziałam go tylko, jako samo unicestwiającą się maszynę. I to niestety się sprawdza. Nie można liczyć na to, że zbierze się grupę ludzi, których w zasadzie nic nie łączy oprócz wewnętrznego buntu, i stworzy z nich coś realnego w polityce. Polityka bowiem jest dla tych, którzy potrafią znaleźć to, co ludzi łączy, a nie to co dzieli. Nie będę się więc tym zajmować w oczekiwaniu, kiedy ruch Pawła Kukiza sam, na własne życzenie odleci w przeszłość, pomimo że sam lider tego zboru bardzo ostatnio popłynął. Mogę tylko wyrazić swój żal nad człowiekiem, który zderzył się w brutalny sposób z polityczną rzeczywistością, którą, jak mu się wydawało, rozumie. Nie, artysta nigdy nie będzie dobrym politykiem. Chociaż oczywiście jest obywatelem i ma prawo głosu i czynne oraz bierne prawo wyborcze. Żałuję Pawła Kukiza. Mógł zostać na pozycji buntownika i zachować twarz. Tymczasem przyczynił się do wielu złych rzeczy, które się w Polsce zadziały. Ocena historyczna będzie raczej marna. Twarz splamione polityczną prostytucją, a mogła być twarzą realnego buntu... Szkoda, chociaż było, minęło. Temat nie wart naszej uwagi, naszej oceny. Może być tylko ostrzeżeniem dla innych artystów, którzy wykroczą w swej działalności poza ramy swego artystycznego dzieła...
Lepiej pogadajmy, jak zresztą bardzo często, o naszym ukochanym prezydencie, Andrzeju Dudzie...Chociaż przyznam szczerze, dużo przyjemniej się mówi o Kukizie, nomen omen zagubionej artystycznej duszy w świecie polityki, niż o tym debilu który mam nadzieję tymczasowo pełni rolę prezydenta. On niestety zagubioną duszą wartą naszego współczucia na pewno nie jest. A obserwując go w ciągu ostatnich kilku dni, w ogóle już nie wiem kim jest. Chyba pierdolonym królem, który właśnie abdykował, ale nie w swoim własnym imieniu lecz w imieniu całego państwa.
Każdy normalny kraj planuje swoje wydatki. Ma zawsze zabezpieczoną pewną pulę pieniędzy na nieprzewidziane wydarzenia, na klęski żywiołowe, ale większość wydatków powinna być dokładnie zaplanowana i przewidziana. I generalna zasada w porządnym budżecie, zarówno domowym, jak i państwowym jest taka, że nigdy, pod żadnym pozorem, żeby nie wiem co się działo, nie brać pieniędzy przeznaczonych na zapłatę za prąd, żeby kupić wódkę. Chodzi mi po prostu o to, że panowanie nad finansami nie może polegać na swobodnym zatykaniu dziur pieniędzmi przeznaczonymi na coś innego, bo w ten sposób zawsze gdzieś na końcu pozostaje dziura. I chyba właśnie nam się ujawniła jedna z takich dziur z okazji obchodów stulecia niepodległości. Jak nas zapewniano, będą to bardzo huczne obchody, na które budżet państwa przeznaczył 200 milionów złotych. Dziś, na dwa tygodnie przed tym świętem, wygląda na to, że albo PiS nam w tajemnicy szykuje jakąś ogromną niespodziankę ( aż ciarki przechodzą na samą myśl), albo po prostu przejebali te wszystkie pieniądze, może na wyprawki lub na inny socjal, bo przecież trzeba było kupić sobie głosy wyborców, a na organizację uroczystości nic już nie zostało. Miała być w Polsce na obchodach 11 listopada śmietanka światowych przywódców, miały być koncerty i fajerwerki, a skończy się na ogólnopolskim odśpiewaniu hymnu przez obywateli, za darmo oczywiście. Ja się więc pytam, gdzie jest ta forsa? Na co zostało wydane 200 milionów złotych polskich? Ach, pomnik Lecha Kaczyńskiego odrodziciela stanie na placu Piłsudskiego...I co, czy ten pomnik jest wyrzeźbiony ze szczerego złota, kurwa, że tyle kosztował? Jak rozumiem, „latanie” pana Dudy z wieńcami od pomnika do pomnika, nie naraża naszego budżetu na dodatkowe koszty, bo osobnik ten jest w służbie kraju 24 godziny na dobę, za które już raz ma zapłacone. Na hotele i ochronę dla zagranicznych gości także nie będzie potrzeba ani grosza. Jaka więc niespodzianka nas czeka w tym wyjątkowym dniu? Co nam PiS objawi za te pieniądze? I jeszcze jedno ważne pytanie... Wiem, że nasze święto niepodległości zbiega się w czasie z datą zakończenia I wojny światowej. Jest oczywiste, że inne państwa mają w tym czasie swoje, tak samo ważne obchody...Ale może jeśli nie premierzy, to chociaż wicepremierzy przyjęli by zaproszenie, albo wiceprezydenci... Nie? Żaden się nie pofatyguje? To może chociaż królowe i królowie, wiecie, ci, którzy wprawdzie królują lecz nie rządzą. Mają więc dużo czasu na takie kurtuazyjne wizyty...Żaden z nich także nie przyjął zaproszenia? Żaden ostatni w kolejności minister, żaden sekretarz? A, Orban rozważa przyjazd do Polski, bo jego kraj w tych wielkich wojnach zwykle zaparkował po tej niewłaściwej stronie barykady, więc nie chce wraz z wielkimi tego świata obchodzić nie swojego zwycięstwa. Zbieżność tych dat to nie jest informacja z ostatniej chwili, było to wiadomo od początku. Dlaczego więc PiS tak głośno zapowiadał przybycie głów państw całego świata. Jasnym jest, że niepodległość nie jest zdobyczą jednej chwili lecz długotrwałym okresem walki i procesem. Nie było by więc żadnego problemu, gdyby PIS zaczął świętować 11 listopada, a obchody zakończył w następną niedzielę z udziałem znakomitych gości. Ale oni doskonale wiedzą, że nikt nie przyjedzie, ani dzień przed, ani dzień po, ani tydzień później. Nikt nie chce podawać ręki ludziom, którzy mogą zniszczyć nie tylko Polskę, mogą również zarazić nienawiścią całą Europę. Nawet nasz największy sojusznik Donald Trump nas olał, czy choćby wzór do naśladowania, prezydent Erdogan.
PISdy nam cały czas wmawiają, że nie jesteśmy osamotnieni, że wszyscy nas kochają, a szczególnie ich, jako prawdziwych Polaków, że dobra zmiana wzbudza podziw na świecie, że mamy wielu przyjaciół i sojuszników, którzy stoją za nami murem. A ja się zapytam słowami poety: Gdzie oni kurwa są ci wszyscy wasi przyjaciele? A może PISdy w ogóle nie zamierzały nikogo zapraszać???
Dla nas, Polaków, powinno to być szczególnie radosne święto. Wystarczy popatrzeć, jak obchodzi się narodowe święta w innych krajach. Jakie radosne parady odbywają się w USA, w krajach Ameryki Południowej lub bliżej, choćby w takiej Irlandii, gdzie w pubach strumieniami leje się zielone piwo i nawet wody w rzekach barwi się na zielono. U nas jak zwykle będą gorzkie żale, wspominanie nieszczęść, które spotkały Polskę, zatruwanie każdej minuty katastrofą smoleńską. A jeśli coś się będzie tego dnia lało w nadmiarze, to chyba tylko wino mszalne. Jeśli sobie wyobrażę wszystko to, co może nas tego dnia spotkać: Całodniowe oglądanie spasionych kiecek biskupich, słuchanie pieśni żałobnych, składanie wieńców...a jak jeszcze sobie pomyśle, co może powiedzieć Andrzej Duda, jeśli da upust fantazji i jak zwykle popłynie, to mam naprawdę ochotę wyjechać na bezludną wyspę, gdzie mnie żaden telewizor nie dopadnie i zapomnieć o tym święcie.
Wszystko to jednak było by do przełknięcia. Wiem bowiem, że my, Polacy z natury jesteśmy bardzo patetyczni. Wydaje nam się, że obchodzenie jakiegokolwiek święta na wesoło, rani nasze uczucia patriotyczne. Jestem to w stanie obywatelom wybaczyć. Ale nie mogę wybaczyć prezydentowi, czy kto tam jeszcze udaje, że rządzi, tej abdykacji przed narodowcami. Żeby jakieś mendy z lasu, wyprosiły prezydenta Polski z marszu niepodległości, żeby prezydent musiał im zejść z drogi, to jest po prostu nie do pojęcia. Nie mogę sobie wyobrazić, by na czele państwa stał człowiek, całkowicie pozbawiony honoru, którego każda uliczna szmata może pogonić, jak jakiegoś niewolnika. A w takim układzie muszę niestety zadać to pytanie: Kto kurwa w tym kraju rządzi. Bo może się okazać, że kiedy w dniu 12 listopada, łaskawie darowanym Polakom, jako dzień wolny od pracy, otworzymy oczy, to w pałacu będzie urzędował jakiś kibol z szalikiem na gębie, a oficjalnym dyplomatycznym ubiorem stanie się dres!
Nam się ciągle zdaje, że nami rządzi PIS, ale kiedy staną przy nich z jednej strony kibole, a z drugiej biskupi, to nagle się okazuje, że ranga PISzy spada właściwie do zera.
Polska już nie jest Polską lecz wstydem. Polska już nie jest krajem wolnych ludzi, lecz strachem. Wszyscy trzymamy w rękach białe flagi, a nie biało-czerwone i machamy nimi w wielkiej trwodze. I jesteśmy coraz bardziej bezsilni, bo wiemy, że nikt nas nie uratuje, że siła jest po tamtej stronie. Możemy jeszcze hurtem pójść na wybory. Możemy siłą karki wyborczej odebrać Kaczyńskiemu władzę, rozliczyć, innych posadzić w więzieniach. Oczywiście, jeśli się po prostu wreszcie weźmiemy do kupy... Lecz na nazistów karta wyborcza jest za słaba.
Czasami historia, jaka dzieje się na naszych oczach, przypomina bezwładną kulę zepchniętą ze zbocza góry. Ona sama się napędza i sama nabiera przyspieszenia. I chociaż nam się wydaje, że jeszcze zdążymy ją zatrzymać, nasze życie wymyka nam się z rąk. Po prostu przegapiliśmy moment, przespaliśmy swój czas. Teraz możemy się tylko przyglądać, jak toczy się życie, które jest niewiadomą. Bo wcale nie mamy pewności, że kiedy ta rozpędzona kula uderzy w ziemie, to wylezie z nich PIS. Bo może to być jakiś nowy Hitler z naszą narodowa flagą, zrodzony z polskiej matki, na polskiej ziemi.



3 komentarze:

Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...