niedziela, 14 marca 2021

Wypalenie. ( Tekst z dnia 14 marca 2021 roku)

 

Życie jest dziwne i nieprzewidywalne. Możemy snuć plany, a ono i tak poprowadzi nas inną drogą. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co naprawdę się wydarzy.

Nigdy nie myślałam zostać jakąś blogerką. Nie mam żadnych literackich ambicji. Kiedy Andrzej Duda wygrał wybory w 2015 roku i zaczął się ten koszmar, byłam zupełnie innym człowiekiem. Wierzyłam w to, że ludzie rozumieją słowa, że potrafią patrzeć na świat krytycznie, że odróżniają prawdę od zwyczajnej ściemy i że im na czymś zależy. Na czymś więcej, niż w miarę wygodna wegetacja. Wierzyłam, że po tak trudnej, tysiącletniej historii, dojrzeliśmy wreszcie, by sami decydować o swoim życiu, że się już nie damy zagonić w kozi róg, gdzie ktoś mebluje nam świat. Wierzyłam, że ludzie mają jakiś dla nich ważny system wartości, kręgosłup moralny, jakieś zasady. I pewnie z tą wiarą bym umarła, gdyby nie PIS! Okazało się, że z bliska to wszystko wyglądało inaczej, że trzeba zobaczyć to z perspektywy, by dostać obraz wyczyszczony z własnej naiwności.

Byłam idealistką. To, co zostało z Polski, którą pamiętam, to zwykła ruina. Mentalny i cywilizacyjny upadek.

Wracając do momentu, kiedy Duda wygrał po raz pierwszy.., zebrała się wtedy we mnie ogromna złość, poczucie bezsilności i porażki. W mediach społecznościowych często komentowałam sytuację i biłam się na słowa z ludźmi, którzy moich obaw nie podzielali. Szybko zauważyłam, że swoich myśli nie potrafię wyrazić w dwóch zdaniach, że moje posty i komentarze są bardzo długie i że po prostu gdzieś mi uciekają w medialnej przestrzeni. Tak powstał blog. Po prostu chciałam zebrać to wszystko do kupy, by móc kontrolować swoje własne myśli, lub wraca do nich, gdyby zaczęły ewoluować.

Nie zrobiłam tego dla WAS, dla popularności, dla zarabiania kasy. Po prostu potrzebowałam spuścić parę, żeby nie zwariować.

Popularność bloga mnie zaskoczyła. Niektóre posty miały ponad 100 tysięcy czytelników. To sporo, kiedy się nie pisze ani o jedzeniu, ani o modzie, ani o technikach malowania pazurów. I tak nam wspólnie minęło 6 lat.

Muszę niestety powiedzieć, że stało się to, czego się najbardziej obawiałam. Bardzo szybko urządziliśmy się w dupie. Ja chyba też. Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać tylko to, że mój chleb nie zależy od od Kaczyńskiego, a przyszłość moich dzieci od rządów zjednoczonej prawicy. Wiec jestem urządzona może nie w dupie, ale tak blisko niej, że codziennie widzę ją przez okno.

Mój ostatni post osiągnął po tygodniu liczbę 247 czytelników. Nie mam żalu. Na zdjęciu nie było żadnego polityka, ani księdza, a i tytuł nie był prowokacyjny. Sama sobie też się już znudziłam po sześciu latach. Zapewne, gdyby te 247 osób czytało mój post po kolei jeden za drugim, czytanie trwałoby krócej, niż pisanie. Bo bardzo się przykładam, sprawdzam fakty, daty, prawidłowość pisowni obcych słów czy nazwisk.

Na mojej grupie przeczytało go chyba 11 osób, albo tylko lajkowało tylu.

Od dawna widzę, że lajków na Fb jest znacznie więcej, niż wejść na bloga. Czyli ktoś klika tylko dlatego, że mnie lubi, albo z powodu tytułu lub obrazka, albo tych paru słów wyrwanych z kontekstu, które post poprzedzają. Komentarze też dotyczą tego obszaru. Moja praca stałą się więc trochę niepotrzebna.

Jest mi smutno, ale wcale nie dlatego, że popularność mojego bloga spada. Coś się zaczyna i coś się kończy, albo się zmienia. Taka jest kolej rzeczy. Smutno mi, bo wierzyłam, że mój ostatni post w moim blogu powstanie dość szybko i że będzie przepełniony radością z powodu odejścia PISu. Dziś mam wątpliwości, czy dożyję takiej chwili. Nie, nie jestem śmiertelnie chora. Ale nic, naprawdę nic nie idzie ku lepszemu.

Ja jestem z tej Polski, w której ludzie pazurami walczyli o swoje...

Pisałam, bo wydawało się, że słowo ma moc, że ludzie będą w stanie zmienić swoje myślenie, albo chociaż się zastanowić nad moimi słowami.

Nie osiągnęłam nic. No, chyba tylko tyle, że ludzie zrozumieli, iż można używać ostrych i niecenzuralnych słów, by wyrzucić z siebie złość. Nikt mi już nie zwraca uwagi, że „wprawdzie mam rację”, ale po co te kurwy...

Chciałam znaleźć choćby tylko 100 osób, które by poświęciły swój czas, swoje siły, dla jakiejś naprawdę konkretnej pracy na rzecz utopienia tej zarazy. Podsuwałam takie lub inne pomysły, które nie znajdowały odzewu. Nigdy wcześniej, nie chciałam wracać do Polski, a w ciągu tych ostatnich sześciu lat chodziło mi to po głowie. Bo chciałam coś robić, cokolwiek.

Niestety, większość ludzi jest w stanie angażować się tylko do granic zagrożenia własnego interesu. Kiedy protest zagraża naszemu wygodnemu życiu, odpuszczamy...

Tak, to jest krytyka polskiego społeczeństwa. Niezależnie od tego, ile osób się na mnie obrazi.

Od sześciu lat, krok po kroku, PIS burzy instytucje państwowe. Przy milczeniu opozycji i kręcąc społeczeństwem jak tylko chce. Nigdy nie potraktowaliśmy poważnie walki z tym jawnym złem. Bo nawet jeśli manifestacje KODu byłyby jeszcze liczniejsze, ich pokojowy charakter nikogo nie przeraził. Tak naprawdę, by nie obrazić nikogo, nawet rzucane hasła były...niezbyt wyraziste. Ogromna energia ludzka została zmarnowana przez liderów ruchu, którzy w większości chcieli na nieszczęściu Polski wypłynąć na powierzchnię. Odkąd osiągnęli cel, przestali protestować w obronie demokracji.

A ta banda cwaniaków gra swoją grę naszym kosztem. Potrafią wygasić protesty jednym umówionym z prezesem wetem prezydenta. To tak naprawdę, czego się mają obawiać? Skoro tak łatwo nami manipulować, wzbudzać nadzieje, by je potem oblać szczynami i gównem, by nas upokorzyć i patrzeć, jak słabniemy.

Kiedy to wszystko się zaczynało, łykałam każde słowo wypływające z telewizora, oglądałam obrady w Warszawie i w Brukseli. Na przypadkowych świstkach papieru w przypadkowych miejscach zapisywałam nasuwające się myśli. Ale tak, jak WY, jestem już zmęczona. Jestem wypalona.

Nie mam już rzygów, by reagować na kłamstwa Morawieckiego, głupotę Dudy, czy wille Obajtka. Oni mnie już niczym nie oburzą i niczym nie zaskoczą.

Widząc, jak Polacy nie walczą o swoje, ja już też po prostu nie mam siły walczyć.

Mamy oczywiście kilku bohaterów tych wydarzeń. Jest nim na pewno sędzia Tuleja. Jeden z niewielu, który dla praworządności, położyli na szali swoje życie. Albo taki szary poseł Marek Sowa, który stanął na wrogim placu we wrogim mieście głosząc prawdę o Obajtku, narażając się na plucie i wyzwiska. Mamy też wspaniałą młodzież, która chyba nie chce, by im stare dziady meblowały życie, ale zanim ona dojdzie do głosu, moje pokolenie, pokolenie nieco starsze ode mnie i trochę młodsze, przepierdolą Polskę i zostanie tylko popiół.

Minęło 6 lat. One nie są stracone. Nauczyłam się w tym czasie bardzo wiele. Nauczyłam się, że byłam naiwna i że moja wiara w „nasz naród wybrany” była tylko ułudą. Nauczyłam się także, że nie można liczyć na Unie Europejską, która ciągle robi te swoje sesje poświęcone temu, co wyprawia PIS, ale nic z tego nie wynika. Pustosłowie. Do dupy z taką wspólnotą do której może należeć kraj łamiący wszystkie zasady demokracji, poniżający ludzi, dzielący na lepszych i gorszych, mający gdzieś nawet prawa człowieka. Mało tego, ten kraj, faszystowsko- katolicko- średniowieczny, może nie tylko być członkiem tej wspólnoty, może także dostawać miliardy na swoją zbrodniczą działalność. Kurwa, czasami myślę, że gdyby jakimś cudem nazistowskie Niemcy na czele z Hitlerem należeli do Unii, to też by go wszyscy upominali tylko, ze tych Żydów to niekoniecznie powinien w tych piecach palić.

I tu dochodzimy do „brzegu”, czyli do puenty mojej wypowiedzi i prawdziwego powodu napisania tego postu.

Chce tu powiedzieć, że nic mnie tak nie załamuje, jak postawa polskiej opozycji. Nie mogę patrzeć na mordy z PISu w telewizji, ale tak naprawdę robi mi się niedobrze, kiedy widzę kolejną konferencję opozycji. Strata czasu. Przecież oglądają to tylko tacy ludzie, jak ja! A ja, nawet gdyby nie istniał Obajtek, Banaś, gdyby jeden z drugim nie kradł i nie oszukiwał, i tak nigdy bym na PIS nie zagłosowała, bo nie podoba mi się jądro ideologiczne tej partii, nawet gdyby była uczciwa. Po co kurwa do mnie to mówicie, tracicie czas na te bzdety. Zamiast naprawdę iść tam, gdzie ta telewizja nie dociera. Dlaczego nie kupicie papieru do drukarki. To prawie nic nie kosztuje. Dlaczego nie poświecicie jednego dnia na zaprojektowanie sprytnych ulotek? Na przykład takich składanych, gdzie po zewnętrznej będzie reklama proszku do prania, czy telefonii komórkowej, a nawet Orlenu, a w środku prawda o Obajtku. Dlaczego tego nie zostawiacie w sklepach na Podkarpaciu. Może stu ludzi wyrzuci to do kosza oburzonych, a ten sto pierwszy przeczyta. Widzę, że opozycji media przeszkadzają. Bo im się zdaje, że wszyscy w Polsce, a szczególnie wyborcy PISu, wiedzę czepią z facebooka i twittera. I nie ma co się łudzić, przegramy wszyscy kolejne wybory, jeśli opozycja nie wylezie wreszcie z ciepłego sejmu.

Oh, jakże głupią mamy opozycję. I jakże pozbawioną jaj. Przez 6 lat tylko raz zebrali się w sobie, by blokować mównicę. A nawet wtedy za długo nie wytrzymali. Plują im w twarz, obrażają, pokazują środkowy palec, a oni na to? Oni na to nic, bo przecież kasa od tego nie zależy.

Nie rozumieją, że nie trzeba mieć takich samych poglądów, by w zasadniczych sprawach zagłosować wspólnie. Nie rozumieją, że prawo, na przykład do aborcji, nie oznacza przymusu. Nie obrażają się na PIS, który ich poniża, ale już inny lider opozycji potrafi dopiec im do żywego. I każdy nie zależnie od ilości posłów, chce być najważniejszy. Piaskownica, pierdolona piaskownica z małymi dziećmi. Jaja i pizdy ogolić i do przedszkola wrócić.

Powiem wprost, jeśli opozycja zagłosuje razem z PISem za funduszem spójności, bez żadnych warunków i gwarancji na sprawiedliwy podział tych pieniędzy, to ja się całkowicie odcinam od polskiej polityki. Dla mnie to jest po prostu już za dużo.

Mamy tak głupią opozycje, że po prostu aż wstyd na nich patrzeć. Nic dziwnego, że PIS im ciągle jeździ po sumieniu, szantażuje, i wykołuje ich kolejny raz, jak było przy uchwalaniu wszystkich kolejnych tarczy i innych ustaw. A wtedy dopiero będą miały spółki skarbu państwa, co rozkradać. Nie wierzę, by PIS, kiedy dostanie w swoje łapy te pieniądze, trzymał się jakiegokolwiek wcześniej ustalonego z Unia planu. Nawet, gdyby nas mieli wyrzucić z Unii. Co to obchodzi Kaczyńskiego, On już nie doczeka ostatecznego upadku. Dla niego liczy się tu i teraz, bo jego czas się już kończy. Plan powinien być taki, że najpierw przegonimy PIS, a dopiero potem przyjmujemy pieniądze.

Opozycja ma w ręku miecz, bo PIS nie przeżyje bez tej kasy. Nie wprowadzi już żadnego nowego programu socjalnego i nie dostanie swojej działki ani Rydzyk, ani Obajtek, ani żaden inny pasożyt społeczny. Oni bez tej kasy po prostu zdechną. A opozycja, zamiast to wykorzystać, zamiast postawić wszystko na jedna kartę, chce zagłosować za tym, by PIS te pieniądze dostał. Bo boją się, że jeśli nie zagłosują za tymi pieniędzmi, które tylko na pozór mają iść do Polaków, to ktoś ich nie wybierze w następnych wyborach. Bo to tylko o te wybory chodzi. O to by jak najdłużej trzymać własne dupska na wygodnych stołkach. Polska to tylko kawał szmaty, którą wszyscy wycierają usta.

Ja mam dość. To jest ostatni moment na przebudzenia. Potem już nic nas z dna nie wyciągnie. Pis przez następne trzy lata bez trudu utrzyma się przy władzy, a spłacać długi będą następne pokolenia.

A co do mojego pisania, bo przecież to jest mój dzisiejszy przekaz. Póki co, zamykam sklep. Ja już wstydzę się pisać ciągle o tym samym, a Wy i tak już nie chcecie tego czytać.

Nie mówcie mi proszę, żebym pisała. Wiem, że mam kilku wiernych czytelników, ale wszystkim nam przyda się odpoczynek od siebie. Po prostu nie można robić z przyjemnością tego, co nie przynosi żadnych wymiernych efektów. Nie mówię, że już nigdy niczego nie napiszę. Pewnie, kiedy mózg mi odpocznie, albo wydarzy się coś, co da nową nadzieję, nie wytrzymam i coś z siebie jeszcze wykrzeszę. Ale dziś jestem pusta. Zaniedbałam przez politykę wiele własnych spraw. Niczego nie osiągnęłam i nie zmieniłam. Na teraz mam po prostu dosyć tego gówna. I tak, ci, których to naprawdę dotyczy, przejmują się mniej niż ja.


Goplana.

PS. W liceum w konkursie literackim recytowałam ten wiersz. I chyba właściwie sobie wybrałam patronkę. Była równie bezsilna, jak ja. 

Cóż to? Więc to na­praw­dę? Więc to ju­tro rano
Już zni­kasz: nasz kraj smut­ny opusz­czasz, Go­pla­no?
I za­nim ba­bie lato swe nici roz­przę­dzie,
Nim będą ja­rzę­bi­ny - już cie­bie nie bę­dzie?
Tak jak sta­do żu­ra­wi, co wy­so­ko pły­nie,
Jak ja­skół­ki przez pierw­sze chło­dy wy­stra­szo­ne,
Ty tak­że nie chcesz zo­stać w tej smut­nej kra­inie
I tę­sk­niąc do nas cią­gle, le­cisz w obcą stro­nę.
Jak to? Nie chcesz zo­ba­czyć, jak liść spa­da z klo­nów,
Ni mgieł, co snuć się będą wśród pu­stych za­go­nów,
Jak buki na czer­wo­no będą pło­nąć w gó­rze,
Ani słu­chać tej ci­szy je­sien­nej w na­tu­rze?
Nie chcesz, śpią­ca pod lo­dem u je­zio­ra brze­gu,
Sły­szeć przez sen, jak wi­chry wie­ją na mo­gi­ły,
Ani dzwon­ków od sa­nek, ni skrzy­pie­nia śnie­gu,
Ani dzwo­nów, co będą na Pa­ster­kę biły.
Ach! odejść chcesz od zbrod­ni strasz­liw­szych niż ba­śnie,
Od któ­rych by za­drża­ło ser­ce Bal­la­dy­ny,
Lecz krew, co tu spły­nę­ła, nie z na­szej jest winy.
Po­cze­kaj! Wszyst­ko przej­dzie, uci­szy się, za­śnie,
Zo­stań z nami, Go­pla­no! Wy­płyń nocą, bia­ła,
Nad sre­brem oświe­co­ne gra­na­to­we to­nie
I roz­pleć swo­je wło­sy i po­łóż swe dło­nie
Na wierz­bie, któ­rąś prze­cież tak bar­dzo ko­cha­ła,
Wśród woni, co się leją taką nocą cie­płą,
Przejdź ci­cho po ogro­dzie i idź wśród ra­ba­tów,
I z brat­ków, i z na­stur­cji, i ze wszyst­kich kwia­tów
Zmy­waj wodą z je­zio­ra na­szą krew za­krze­płą.





piątek, 5 marca 2021

Stopniowanie bólu- historia, która się mogła wydarzyć naprawdę... ( Tekst z dnia 5 marca 2021 roku)

 

To nie jest prawdziwa historia, chociaż każde użyte w niej słowo, zostało kiedyś wypowiedziane. To wszystko nie spotkało jednej osoby, ale mogłoby spotkać..

Jestem młodą, trzydziestoletnią kobietą z małego, zapyziałego miasteczka. Pochodzę z normalnej, kochającej się rodziny, nowocześnie religijnej. Takiej, gdzie nikt w kościele krzyżem nie leży, ale wszystkie tradycje i posty celebruje. Rodziny, której życie nie było usłane różami. Mój ojciec pracował w dwóch firmach, by zarobić na jako takie życie. Mama miała kwiaciarnię, która czasami działała po kosztach, bo niezależnie od wiatrów politycznych, zawsze była prywaciarzem, z którego należy zedrzeć skórę. Pomimo to rodzice dorobili się małego domku z równie małym ogrodem na peryferiach miasta. Ja i mój brat jesteśmy z tych dzieci, które wychowały się z kluczem na szyi, na których nikt w domu nie czekał z obiadem. Ale nie mieliśmy nigdy pretensji, bo rozumieliśmy, że rodzice pracują dla nas. Później, kiedy już zarobili na jako taki życiowy standard, dzieci zaczęły dorastać. Pracowali więc nadal ponad siły, byśmy się mogli wykształcić i mieć chociaż trochę lepsze życie, niż oni. 

Mój brat nie chciał studiować. Jak każdy przeciętny polski chłopak interesował się motoryzacją. Skończył samochodówkę i zaczął pracować w zakładzie naprawczym, marząc o własnym. Ja nie chciałam przejąć kwiaciarni po matce, wiedząc jak wiele ją to kosztuje wyrzeczeń. Chciałam skończyć studia i być niezależna. Egzaminy zdałam śpiewająco i wtedy w moim życiu jakby zaczęło świecić nowe słońce. Dostałam pracę w największej firmie w moim mieście, jako konsultantka do spraw marketingu. Zarabiałam na tyle dużo, by wreszcie mieć modne ubranie, by mnie było stać na kosmetyczkę i dobry makijaż i by jeszcze parę stówek dać rodzicom, którzy zasłużyli sobie w moich oczach na szacunek za kawał swojego życia, które poświecili dla nas. Zarabiałam na tyle dużo, że nie zwracałam uwagi na wrzaski mojego szefa, na jego opryskliwość i wymagania, bym dla lepszego wizerunku firmy nosiła jeszcze krótsze spódniczki i jeszcze głębsze dekolty.

W pracy miałam liczne kontakty, wkrótce poznałam Sławka, kierownika jednego z wydziałów. Od razu wpadł mi w oko, okazało się, że z wzajemnością. Po dwóch miesiącach poszliśmy do łóżka a ja byłam ślepa i głupia i nie zauważyłam na jego palcu śladu po obrączce. Byłam szczęśliwa, zakochana. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko dostałam upragnioną pracę i zdobyłam serce przystojnego faceta.

Znudziłam mu się po kolejnych dwóch miesiącach, kiedy do jego biura przyszła nowa sekretarka. Miała jeszcze krótszą spódniczkę i jeszcze większy dekolt. Patrząc z perspektywy nie potrafię ocenić, czy kiedykolwiek patrzył mi w oczy, powyżej tego dekoltu. Zaczął się tłumaczyć, że żona go podejrzewa, że nie chce rozbijać rodziny. Zerwał ze mną w zimny sposób, jak ktoś obcy. Jakby zwalniał z pracy ulubioną kurwę.

Byłam w rozpaczy, wydawało mi się, że go kocham. Przepłakałam kila nocy w poduszkę i nie mogłam normalnie pracować. To była taka tragedia, że wydawała mi się końcem mojego świata. Minęły kolejne dwa tygodnie. Chodziłam do pracy, jak zombie, byłam nieprzytomna z rozpaczy. Wydawało mi się, że wszyscy się ze mnie śmieją, że taka się okazałam naiwna. Pewnego dnia, kiedy o 21-ej skręciłam w ulicę, na której mieszkałam, zobaczyłam, że przed domem jest straż pożarna, policja i karetka, że mój dom, ten sam, na który piętnaście lat pracowali moi rodzice, płonie, a strażacy bezskutecznie próbują uratować moich rodziców i brata. Zostałam sama...

Bez dachy nad głową, bez rodziny, bez żadnego wsparcia.

Pochowałam wszystkich bliskich. Zostałam z niczym. Dom rodziców nie był ubezpieczony, więc nie należało mi się żadne odszkodowanie. Tydzień żyłam w amoku, nie wierzyłam w rzeczywistość, nie mogłam uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego czasu utraciłam wszystko, a moje życie odwróciło się o 180 stopni. Wtedy zaczęłam się czuć bardzo źle. Składałam to na kark traumatycznych wydarzeń i stresu. Bolało mnie całe ciało, jakbym się zderzyła z tramwajem, wymiotowałam i miałam zawroty głowy. Po dwu tygodniach nie dostałam miesiączki, więc było już dla mnie jasne, że najprawdopodobniej jestem w ciąży.

Mogłam, jako osoba, która była w bardzo specyficznej sytuacji, usunąć dziecko bez żalu. Jego ojciec był zwyczajnym dupkiem, niegodnym roli ojca. I pewnie w innej życiowej sytuacji, zrobiłabym to na pewno. Ale, ja.., ja, która straciłam rodzinę, które nie miałam już nic, potraktowałam ten mój stan, jako rekompensatę od boga. Płakałam myśląc, że los zabierając mi rodzinę, wynagradza mi teraz tę stratę, że urodzę dziecko, dzięki czemu nie zostanę sama.

Ta myśl, uratowała mi życie po tragedii z rodzicami. Poczułam się wyjątkowo, jako osoba, którą stwórca doświadcza, ale ciągle pozostawia jej nadzieją. I z tą nadzieją poszłam do lekarza, by rozpocząć nowy rozdział swego życia, kiedy przestaje być mną, jako mną, a  zostaję czyjąś mamą. Pierwsze badanie poszło standardowo. Potem zlecanie kolejnych badań i w końcu badania prenatalne. Usłyszałam, że moje dziecko ma wielonarządowy nowotwór, i że ma małe szanse na przeżycie, że albo poronię, alb urodzę martwe dziecko, albo ono umrze zaraz po urodzeniu...

Te słowa były wypowiedziane, jakby za szklanym murem. Nie były w stanie tak naprawdę dotrzeć do mojej świadomości. Miałam wybór, mogłam dokonać aborcji. Niestety trzymałam się życia mojego dziecka, jak tonący człowiek trzyma się gałęzi oczekując na wybawienie. O, jak wielką byłam egoistką. Nie wierzyłam, że po tym wszystkim, co mnie spotkało, bóg mnie ukarze takim ciosem poniżej pasa. Wmawiałam sobie przez  osiem miesięcy, że to pomyłka, że lekarze też się mylą, że dziecko się rusza, na obrazie USG jest całkiem normalne, więc mogę, mam prawo mieć nadzieję, że urodzi się zdrowe. Leżałam krzyżem na gołej ziemi, modliłam się żarliwie z wielką wiarą po raz pierwszy w życiu, by stwórca nie odbierał mi tej ostatniej nadziei.

Moje dziecko nie urodziło się jakimś potworem. Miało śliczną główkę pokrytą czarnymi włoskami, malutki nosek, piękne raczki i nóżki i wszystkie paluszki. Na fotografii, można by powiedzieć, piękne i zdrowe dziecko.

Pawełek, tak go nazwałam, żył 17 godzin i 4 minuty. W tym czasie dwa razy otworzył swoje ciemno niebieskie oczy. Wiem, że mnie nie widział, pewnie tylko czuł mój zapach. Nie krzyczał, tylko kwilił po cichu, bo tylko na to wystarczało mu sił. Ale wiem, że cierpiał, bo jego ciałko wiło się w bolesnym skurczu, który kazał mu napinać jego wątłe mięśnie...

Nikt mi nie pomógł, nikt mnie nie trzymał za rękę, nikt nie uronił ani jednej łzy stojąc obok. Byłam tylko ja, zamarły w rozpaczy świadek śmierci swojego dziecka. Kiedy odszedł, poczułam coś w rodzaju obrzydliwej ulgi. Ale ten stan trwał bardzo krótko. Potem przyszła rozpacz tak wielka, jakiej jeszcze w życiu nie doznałam. Rzucałam się na podłogę, obijałam się od ścian, by zwykły fizyczny ból przyćmiła ten wewnętrzny. Krzyczałam, aż zbiegły się będące w pobliżu pielęgniarki. Zadzwoniły do ordynatora, potem do dyrektora szpitala. Po jakimś czasie zjawili się obaj, dyskutując o mnie, jakby mnie tam nie było: -ona sobie nie poradzi, potrzebuje fachowej pomocy... Wzięłam to za dobrą monetę, byłam pewna, że przyjdzie psycholog, weźmie mnie w ramiona i mi powie, jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Jak mam żyć...

Dwie pielęgniarki wzięły mnie pod ramiona i zawlokły do kaplicy. Posadziły w ławce na wpół przytomną i kazały czekać. Patrzyłam na ołtarz, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co to jest...

 Po półtorej godziny zjawił się rumiany i uśmiechnięty kapelan. Jakby jego uśmiech miał ugasić mój żal. Poderwałam się z ławki i mnie olśniło. To spotkanie w kaplicy to był zwykły podstęp.

Niech ksiądz odejdzie- powiedziałam cicho i łzy popłynęły mi z oczu kapiąc na podłogę.

- Nich ksiądz nic nie mówi.

Ale on nie chciał milczeć... 

-Drogie dziecko- odezwał się lodowato spokojnym głosem. -To boli, ale pogódź się z wolą boga. Ból minie, jeśli mu zaufasz. Możesz przecież jeszcze mieć dziecko.

I wtedy coś we mnie pękło. Wstałam, podniosłam głowę i wrzasnęłam- Niech ksiądz sobie idzie! Nie chcę tego słuchać! I niech się ksiądz przestanie uśmiechać, jakby tu przyszedł na wesele.

Wstał, jeszcze raz otworzył usta. Ale widząc mój wzrok zamknął je z powrotem. Chyba zrozumiał, że nic tu po nim, bo się odwrócił i zaczął się oddalać ku drzwiom. Zanim je przekroczył zatrzymał się i odwrócił jeszcze raz, jakby kalkulując, czy może jednak upolować mnie, jak zranioną owcę.

- Pomyśl, jakie życie miałby twój synek, Przecież nie masz męża... -powiedział

-Twój bóg jest mordercą, a matka boska zwykłą suką- krzyknęłam za nim w gniewie. Machnął ręką i uciekł w popłochu.

Rozpacz przygniotła mnie do ziemi. Upadłam na kolana, lecz nie po to, by się modlić. Po prostu nie miałam siły żyć.

Kiedy już wypłakałam wszystkie łzy, kiedy zrozumiałam, że sama sobie nie poradzę, postanowiłam pójść do samego dyrektora szpitala, by jeszcze raz poprosić o pomoc psychologa.

Dyrektor kazał mi usiąść, podał mi butelkę z wodą. Nie uśmiechał się dobrotliwie. Rozumiał.

-Pięć miesięcy temu moja córka urodziła martwe dziecko w tym szpitalu- powiedział. 

-Wiem, przez co przechodzisz. Ale nie mamy na etacie psychologa. Dotacje dostajemy tylko na etat dla księdza.

Od tamtej pory minęło jeszcze kilka miesięcy. Ja żyję, ale tak naprawdę jestem już martwa. Nigdy więcej nie będę miała dzieci. Nie, nie dlatego, że moje ciało jest niepełnosprawne. Po prostu wiem, że drugi raz tego nie przeżyję.

Niczego się już w życiu nie boję. Chodzę nocą ciemnymi zaułkami bez strachu. Wiem, że gdyby mnie ktoś napadł, wielokrotnie zgwałcił, pobił do nieprzytomnści, obciął wszystkie cztery kończyny, w oczy wbił szpikulce, obciął język i sutki, to byłoby nic, w porównaniu ze świadomością, że nie mogę cofnąć czasu do chwili, kiedy mogłam podjąć inną decyzję. Mogłam nie być dobra, mogłam być podłą suką, która się po prostu wyskrobała. Nic gorszego mnie już przecież nie spotka!

Bo nie ma na świecie gorszego bólu, niż te kilak sekund, lub kilka godzin, jak w moim przypadku, spędzonych przy łóżku umierającego, cierpiącego tortury dziecka. Kiedy jest już za późno, by mu skrócić cierpienia, by mu pomóc. Nie ma nic gorszego, niż bezsilność matki, niż świadomość, że z egoistycznych pobudek podjęło się taką, a nie inną decyzję. Nie potrafię sobie wybaczyć tej naiwnej wiary, że wszystko będzie dobrze, kiedy fakty przemawiały przeciwko mnie. I powiem WAM, że wolałabym się pomylić, i usunąć zdrowy płód, niż pozwolić memu dziecku na narodziny w takich męczarniach. Być może, kobieta dokonująca aborcji ma jakieś wyrzuty sumienia i jakąś traumę. Ale to nie jest porównywalne z tym, co ja teraz czuję.

Ja byłam tą kobietą, która miała wybór. I dokonała złego. A WAM dziewczyny, dziś ten wybór się odbiera. Ale zanim odpuścicie, zanim wyda Wam się wygodne, że to ktoś decyduje za WAS, przeczytajcie proszę tę historię.

Żyjemy w takim kraju, gdzie system wartości jest bardzo prymitywny. Białe dobro, czarne zło. Gdzie kobieta decydująca o aborcji jest morderczynią.

Jednocześnie z bólem serca, lecz litością w sercu żegnamy psa, którego zanosimy do uśpienia. Bo nie możemy patrzeć na to, jak cierpi. Psu możemy skrócić cierpienie, swemu dziecku nie. 

Moje dziecko prawdopodobnie cierpiało ból przez wiele miesięcy, odkąd jego organizm zdołał wytworzyć system nerwowy odczuwający ból. Ale tłumiłam tę myśl modlitwą. Te 17 godzin, i 4 minuty, to był tylko finał. Taki boski spektakl pełen drwin. Spektakl dla mnie, jedynego widza. 

Kobiecie nie wolno dokonać aborcji, ale wolno jej skazywać na tortury swoje dziecko...

Gdybyście przeżyły to, co ja, dostrzegły byście, że to zło nie jest do końca czarne, a dobro jest w dużej mierze fałszywe. Że sumienie jest po prostu oszustem, którego nie trzeba słuchać...


To nie jest prawdziwa historia. To wyrwane z kontekstu zdania powiedziane przez różne osoby, to cudze przeżycia, zlepione w jedną opowieść. Wydaje nam się, że to wszystko nie mogłoby spotkać jednej i tej samej osoby. A jednak możemy to sobie wyobrazić... I oby ten obraz dał nam do myślenia. Chciałabym, by to WAM podziałało na wyobraźnię, byście wyobrazili sobie najgorszy ból, jaki przeżyliście i pomnożyli go przez nieskończoność. Może chociaż jeden obrońca tak zwanego życie zrozumie, że to nie chodzi o heroizm, bo z heroizmu kobieta powinna być dumna. Heroizm to trudny poród, to poświęcenie się dziecku, rezygnacja z części swojego życia dla niego. Tak naprawdę, każda matka jest właścicielka heroicznych czynów, czasami także ojciec. Ale te kobiety, które wiedzą, że swoja decyzją zadają ból niewinnemu, nie zasługują na nazwanie ich decyzji heroizmem, Dla mnie to po po prostu brak wiedzy i odpowiedniego systemu wartości zakłóconego przez religijne nakazy.

Mam nadzieje, że prawo aborcyjne zostanie zmienione. Jeśli nie od razu całkowicie zliberalizowane, to przynajmniej dające kobietom jako taki wybór. To, jakiego wyboru dokonają, muszą rozważyć już we własnym sumieniu. Ja tylko chciałam dać im do myślenia.



wtorek, 2 marca 2021

Kiedy ktoś Ci stułą przed oczami pomacha... ( Tekst z dnia 2 marca 2021 roku)

 

Dziś dzień naprawdę wyjątkowy. Przed sądem stanął pedofil. Można by powiedzieć, pedofil w sutannie, ale jakimś zupełnie nie zrozumiałym dla mnie trafem, podejrzany stawił się do są w garniturze i pod krawatem. Z tego, co mi wiadomo, nadal jest czynnym księdzem. Normalnie nawet srać nie chodzą bez koloratki, będącej atutem władzy nad wiernymi. Ale kiedy taki wstyd, to wtedy nagle się okazuje, że pedofil jest zwyczajnym człowiekiem, a strój nie może rzucać cienia, na instytucję, którą reprezentuje, która go wychowała i ukształtowała.

Ksiądz Józef G. przyznał się do winy. Okazał skruchę, ba, nawet przeprosił. To ważny gest, chociaż dla mnie jest to tylko mały plusik zaistniałej sytuacji. Z powodu nałogowego oglądania rozpraw sadowych, fabularyzowanych i dokumentalnych wiem, że skrucha ma bezpośredni wpływ na wysokość wyroku. Nie należy więc jej rozpatrywać w kontekście szczerości.

Osoby pokrzywdzone wypowiadają się często, w tym wypadku również, bardzo dyplomatycznie. Mówią, że im nie chodzi o wysoką karę, ale o wyrok, który wskaże jasno, kto jest przestępcą, a kto ofiarą. Oczywiście, w naszej mentalności przyjęło się, że człowiek nie powinien uzewnętrzniać potrzeby zemsty, że skoro ktoś nas skrzywdził, my powinniśmy odróżniając się od niego, okazać mu łaskę i nie żądać kary. Przeboleć swoją stratę, swoje złamane życie. To piękne. To takie zgodne z dobrym wychowaniem. Ale...

Pamiętam z dawnych szkolnych czasów, podobną sytuację, która mi się przytrafiła, a wspominam to dziś szczególnie, gdyż właśnie umarła moja pierwsza wychowawczyni z podstawówki. W tamtych czasach trudno było o szkolne podręczniki. Kiedy zbliżał się koniec roku szkolnego, trzeba było wpłacić zaliczkę na nowe książki i panowała zasada, kto pierwszy ten lepszy. Czyli, kto był wyżej na liście miał szansę na pełen komplet podręczników. Na odpowiedni sygnał, że od jutra zapisy, mama dała mi odpowiednią kwotę i następnego dnia ustawiłam się w "kolejce do kolejki". Byłam na liście czwarta. Kiedy przyszły książki, okazało się, że są 4 komplety. Niestety, wychowawczyni zamieszała w tej liście, przez co ja wypadłam z kolejki. Bo ja byłam z honorowej rodziny, żadnego włażenia w dupsko nauczycielom, żadnych czekoladek spod lady, żadnego schabiku na święta, żadnej kiełbaski, żadnej łapówki. Oczywiście się kłóciłam, że to ja byłam czwarta w kolejce, ale nauczycielka nie chciała odpuścić. Na drugi dzień przyszła do szkoły moja mama. Chyba jej się to zdarzyło tylko ten jeden jedyny raz. I w klasie rozpoczęła się dyskusja, jak było naprawdę. Kilka osób potwierdziło moją wersję. W ten sposób nauczycielka przyznała, że to mnie się należą podręczniki, a nie tamtej dziewczynce. A wtedy ja, jak na dobrze wychowane dziecko przystało, wstałam i powiedziałam, żeby już nic nie zmieniała, że skoro już dała książki tamtej dziewczynce, to niech ich już nie zabiera. Bo nie chodzi mi o te książki. Mogę pouczyć się ze starych, ale o prawdę. Przytoczyłam te banalną historię, byście wiedzieli, że znam to uczucie, kiedy człowiek czuje, że jest górą i że wtedy faktycznie stać nas na wybaczenie, na ten gest dobroci. Ja też się wtedy tak czułam, byłam z siebie dumna i czułam się lepsza. I wiem, że była ze mnie dumna mama, chociaż zaskoczyła ją moja postawa i doznała zawodu, że jej dziecko będzie się uczyć ze starych podręczników, a jej droga do szkoły poszła na marne.

Wracając do księdza pedofila... To oczywiście tylko z pozoru podobna sytuacja. Chciałam tylko powiedzieć, że ja pokrzywdzonych rozumiem. Ale w tym momencie to jest zła postawa i szkodliwa społecznie. Jesteśmy źle wychowywani. W nadmiernym i nieuzasadnionym szacunku do niektórych osób. Na przykład mówi się, że ojca trzeba zawsze kochać, nawet kiedy bije albo gwałci, że matkę ma się tylko jedną, chociaż dzieci chodzą głodne, kiedy ona cały zasiłek wydaje na wódkę. Tak samo nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić księdza w więzieniu. Jestem pewna, że nie potrafi sobie tego wyobrazić ani sędzia, który go sądzi, ani nawet prokurator. Ten obrazek nam się kłóci z naszym systemem wartości. Postępując w ten sposób od zarania dziejów tolerujemy występki tej bandy. Wygraliśmy bitwę pod Grunwaldem i w końcu przegoniliśmy zakon krzyżacki, a nie zauważyliśmy, że po całej Polsce rozsiana jest inna zaraza. I gdyby ją tak zebrać do kupy, zajmowałaby więcej terenu niż ten zakon i panoszy się bardziej.  Przymykamy oczy na ich hulaszcze i niemoralne życie. Traktujemy księdza, jak nadczłowieka Wydaje nam się, że sutanna go oczyszcza, że stojąc na ołtarzu, jest zawsze przedstawicielem boga. Dzięki temu mamy to co mamy. A mamy państwo w państwie. Mamy grupę uprzywilejowanych dziadów, którym wszystko wolno powiedzieć. Nawet, jeśli to kogoś rani. Wolno im pić na umór, wolno im grać w karty o kościelne dewocjonalia, wolno im wyłudzać pieniądze od biednych, wolno im kłamać, oszukiwać w podatkach, wolno cudzołożyć, wolno otaczać się zbytkiem, wolno być nieprzyzwoitym, wolno wykorzystywać seksualnie dzieci. Ale w tym wszystkim najgorsze jest to, że pomimo iż żerują na organizmie państwa, nie dotyczy ich prawo w tym państwie obowiązujące. Ich winy i to tylko te, których nie dało się zamieść pod gruby, kościelny dywan, sądzi zazwyczaj sąd kościelny. A jak wiemy, on nie może skazać winowajcę na więzienie. Zresztą, kto ma go skazać, wulgarne świnie takie same, jak on?

Skro już wydarzył się taki niecodzienny, świecki cud, jeżeli ksiądz stanął przed powszechnym sądem, nie należy mu okazywać nadmiernej litości. Ta nasza mentalność sprawia, że w rzadkich procesach osób duchownych, zapada zazwyczaj wyrok w zawieszeniu, bo tak jak wspomniałam, nawet sędzia nie umie sobie wyobrazić księdza w więzieniu. Ja wiem, że zazwyczaj tacy osobnicy stają przed sądem tylko raz, nie są recydywistami, ale przecież ich przestępstwa ciągną się latami i najczęściej mają na sumieniu wiele ofiar.

Dopóki jakiś ksiądz nie pójdzie naprawdę do ciupy, gdzie mu dupę przetrzepią towarzysze niedoli, dopóty nie zlikwidujemy powszechnego, kościelnego pedofilstwa. Bo oni się niczego więcej nie boją. Co najwyżej go biskup schowa na jakiś czas, umieści w domu starców, czy w innym hotelu z pełną obsługą, parkiem do spacerowania i w doborowym, pełnym zrozumienia towarzystwie takich, jak on zwyrodnialców.

Gdyby podobnych czynów dokonała osoba świecka, poszłaby na wiele lat do więzienia.

Pragnę także przypomnieć, że do procesu nie doprowadziła policja, prokuratura, czy komisja do spraw pedofilii. Dopiero dziennikarze wyciągnęli całą sprawę na powierzchnię. W takim państwie, przy takiej mentalności obywateli, łatwo jest grać na czas i pomijać milczeniem takie przypadki. I chronić przestępcę, pozwalając mu na zaszczyty.

Tak naprawdę wszyscy musimy się z tego wyleczyć. Musimy wreszcie zacząć widzieć świat, jakim jest. Nie możemy mięknąć, kiedy nam ktoś stułą przed oczami pomacha, albo zadzwoni różańcem. W przeciwnym razie będziemy mieli ciągle procesy, o znieważenie pomnika, nie bacząc na to, że na tym pomniku był niegodny pamięci pedofil i wulgarny przestępca.

Dzisiejszy dzień jest także wyjątkowy z powodu pogrzebu innego pedofila, ks. Andrzeja Dymera. Pomimo pandemii i skandalu otaczającego ostatnie dni jego życia, na cmentarzu zjawiło się wiele osób. I nikt, Drodzy Państwo, nikt w trumnę jajkami nie rzucał. Wszyscy zgodnie życzyli mu wiecznego odpoczynku i wiekuistego światła. Brakowało tylko delegacji państwowej komisji do spraw pedofilii z wieńcem biało czerwonych róż. Tak, żeby obraz Polski klerykalno- pisowskiej był już całkowicie kompletny.




Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...