Mówiąc
szczerze, bardzo dobrze się bawię oglądając reakcje różnych
ludzi na ostatnią odsłonę filmów dokumentalnych, o wspólnej nazwie „Bielmo”.
Nigdy w życiu nie słyszałam ani nie widziałam, by po jednym
uderzeniu pięścią w stół, zaczęło nerwowo podskakiwać tak
szerokie grono zdenerwowanych nożyczek. I powiem tylko tyle, że o
ile kościół sam podszedł z dystansem do ujawnionej
prawdy, o tyle grono obrońców politycznych wystawia Wojtyle dość
ohydną laurkę. Im większy złodziej, tym większy portret! Ha, ha,
ha! To jakiś konkurs jest, nagrody będą?
O
nieszczęsnym papieżu Polaku napisałam już tyle, że chyba w tej
chwili powinnam już siedzieć cicho. Powinnam też puszczać mimo
uszu święte oburzenie wstrząs psychiczny wielu Polaków, do których ta
prawda dotarła. Ja tam nie jestem wstrząśnięta. Bo dlaczego
miałabym spodziewać się w gnieździe żmij gołębia??? Bo co, bo
był Polakiem, to w jakiś cudowny sposób miałby być pełen cnót.
To właśnie to grono obrońców go dziś charakteryzuje. Im większy
złodziej i kmiot, tym prawdziwszy Polak.
Dla
mnie JPII jest tym samym odbiciem kościoła, co cała reszta
przedstawicieli Watykanu. A nawet jeszcze gorszym. Bo zwykły klecha
na parafii to patrzy, jak sobie dobrze pożyć, jak się nażreć, a
nie napracować. A on całe swoje życie chronił kościół, nie
jako zbiór ludzi zjednoczonych w jednej wierze, ale jako instytucję.
Robił to bez skrupułów, bez empatii, bez zważania na ludzką krzywdę. Popierał reżimy dokonujące ludobójstwa na swoich
własnych obywatelach, wiedział, nie o kilku zafajdanych pedofilach w
komunistycznej Polsce, ale o wieloletnich przestępcach seksualnych
na różnych szczeblach kościelnej władzy, wiedział o Rwandzie,
wiedział o Kanadzie, zabraniał używania prezerwatyw w Afryce,
gdzie ludzie masowo umierali na HIV. Z historii wiedział, że
wszędzie tam, gdzie dotarły macki kościoła, tam ziemia spłynęła
krwią niewinnych. W świetle całego dorobku, jakieś przenoszenie
księdza z parafii na parafię, wydaje się błahostką... Sądzę,
że gdyby zrewidował życiorysy wszystkich świętych, byłoby tak
samo. Chociaż nie odmawiam prawa człowiekowi czyniącemu zło do
poprawy, pokuty i udowodnienia resztą swojego życia, że na
świętość zasłużył. Niestety, JPII nie zdążył się
zreflektować do śmierci, ściskając dłonie różnym „rycerzom
Chrystusa”. Podobnie, jak Terenia z Kalkuty, która handlowała
dziećmi, a kasę słała do Watykanu. Całe swoje życie była sadystką i sadystką zmarła...
To
wszystko zapewne wiecie, nie ma sensu tego powtarzać. Zaprzeczanie
tym faktom staje się coraz bardziej groteskowe i żenujące.
A
tym wszystkim politykom, którzy znowu zwietrzyli polityczne złoto i
za chwilę wmówią baranom, że PO jest właścicielką TVN-u, a
redaktor Marcin Gutowski jest UB-ekiem, powiem tylko tyle. Z prawdę
jest jeden bardzo wielki problem. Ona po prostu istnieje. Nie da się
jej zmienić nawet setką uchwał sejmowych. A sama próba jest już
tańcem jakiegoś przerażonego pingwina na szkle. Proponuje, by po
tak „niesprawiedliwej” nagonce na na „największego” Polaka,
urządzić 6-ego, każdego miesiąca miesięcznicę z procesją i modlitwą pod
pomnikami, uchwalić dzień z portretem pod pachą, dzień całowania
papieża w dupę, dzień plucia pod TVN,.. dzień świra...przy
okazji. Ta obrona jest tak rozpaczliwa, że staje się po prostu
kontr-produktywna.
Niedługo
klapę od kibla podniesiesz, a tam: a kuku, Wojtyła wyskakuje. Bo w
lodówce to już dawno siedzi. Dla mnie, jako osoby, która pamięta
mniej medialne czasy, jest to wręcz śmieszne i wbrew naturze.
Człowiek kocha bowiem to, czego pragnie i za czym tęskni, a nie to,
co ma w nadmiarze. Kiedyś za dobrą książką czy płytą trzeba
było stać kilka dni w kolejce, albo pożyczało się bestselery
tylko na jedną noc, bo na następną zamówił już ktoś następny
i stawało rano by pobiec do kiosku, bo kolorowa gazeta dokładała
plakat ulubionego zespołu. Dzisiaj wizerunek papieża jest tak
popularny, że prawie się nim dupę wyciera, jak srajtaśmy
zabraknie. Ale niech tak robią. Ta postać nie zasługuje na nic
więcej, jak na bycie gwiazdą popkultury i to na poziomie
disco-polo.
Jeżeli
ja, coraz mniej angażuje się w politykę i komentowanie polskiej
rzeczywistości, to chyba przede wszystkim dlatego, że nie
rozpoznaję już kierunkowskazów. Nie wiem, co robić, by nasze
działanie nie zostało wrzucone w wiatrak, zakręcone i wyjęte,
jako coś kompletnie innego, niż były nasze intencje. Chcemy
powiedzieć Bareja, Orwell, świat niewiarygodny, ale nawet połączenie tych pojęć nie
jest w stanie odzwierciedlić tego dziwnego tworu, jakim jest Polska.
Kiedyś,
kiedy jeszcze był posłem, Pan Brejza ujawniał różne afery PiSu,
teraz regularnie robią to poseł Szczerba i poseł Joński. I mamy,
jakąś chwilową złudna radość, że czyjeś łajdactwo ujrzało
światło dzienne.
Jesteśmy
głupcami, którzy się cieszą byle czym. Ujawniamy złodziejstwo, a
kiedy smród jest już nie do opanowania, PiS wkłada łeb winowajcy
pod powierzchnię szamba. A my wtedy wyjemy z radości krzycząc:
trafiony, zatopiony! A potem za jakiś czas, cichutko, cichutko na
paluszkach, koleś wynurza się w jakiejś spółce skarbu państwa,
fundacji patriotycznej lub zarządzie banku. Ha, ha, ha, z portretem papieża w dłoniach, czyli po partyjnym rozgrzeszeniu. A tam na niego czeka
nagroda finansowa, zamiast kary. I okazuje się, że ujawniając jego skurwysyństwo, tak naprawdę zrobiliśmy mu dobrze.
My w końcowym efekcie
uświadamiamy sobie, że woda, jaką laliśmy na płonącą Polskę, w
powietrzu zamienia się w ściek i do nas wraca i to nam zalewa oczy.
A podpalacze bawią się jeszcze lepiej, niż wcześniej. I nie mamy
żadnej gwarancji, że kiedykolwiek z nimi wygramy. I nawet Tusk ma
swoje granice i nawet jego można unieszkodliwić słowem, kiedy się
nie ma skrupułów i się wie, że są rzeczy, które kocha nad życie
i politykę.
Powiecie, że strach się bać? A kto to WAM zrobił, Polacy? Czy to nie Wy sami?