niedziela, 29 listopada 2020

Nie ma tego złego... ( Tekst z dnia 29 listopada 2020 roku)

 

Od pewnego czasu schodzi ze mnie polityczne napięcie. Mogłabym to zrzucić na zmęczenie bezustanną i bezsensowną walką. Ale zmęczenie, chociaż czasami wydaje się nie do pokonania, po kilku dniach zawsze mija, pozwala odbić się od dna i zacząć wszystko od nowa.

Ten dziwny, przenikający mnie oddech zmiany spowodowany jest jednak czymś zupełnie innym. Wiecie, to jest tak, jak podczas choroby, zwykłego bólu zęba czy żołądka. Po pewnym czasie odczuwamy minimalną, prawie niezauważalną ulgę, jakiś drobny symptom przemijania bólu, ataki choroby stają się słabsze i przychodzą rzadziej. I w pewnym momencie już wiecie, że kryzys mija i że wszystko już będzie dobrze.

PIS jest właśnie, jak taka choroba, która nas dręczy od kilku lat. Nie pozwala spać, zabiera apetyt, wyciska łzy, doprowadza do depresji. Ale dziś czuję, że nie muszę dłużej żyć w tej beznadziei i bezsilności. Tego jeszcze nie było widać kilka miesięcy temu, kiedy wpadliśmy w czarną rozpacz po przegranych wyborach. Ale dziś mam już pewność. Nadchodzi koniec PISu. I widać, jak na dłoni symptomy upadku.

Do tej pory nic nie robiło wrażenia, ani na zwolennikach PISu, ani na samych członkach tej partii wraz z resztą prawicowej ciemnoty. Kolejne połamane paragrafy, bezczelne posunięcia, cyrk w Sejmie, afera dwóch wież, afera z Misiewiczem, afera z farmą trolli, afera z lotami Kuchcińskiego, afera Banasia, przekręty ministerstwa zdrowia i wiele innych niewyobrażalnych dla uczciwego człowieka sytuacji, odbijały się od opinii publicznej, jak od gumowej ściany. PIS wydawał się niezatapialny i zbudowany ze skały tak twardej, że nie było nadziei na jej skruszenie. To nie prawda, że dopiero dzisiaj protestujemy. Robiliśmy to od samego początku, a ta skała z nas drwiła i nas lekceważyła. Byliśmy tylko kurzem na jej powierzchni, który bezskutecznie próbował przyćmić jej blask.

Dziś, patrząc z szerokiej perspektywy zaczynam powoli rozumieć, dlaczego światu przytrafił się PIS.

Historia uczy, że każdy postęp poprzedzony jest czarną kartą historii. Że musi zaistnieć jakieś dno, którego ludzie już nie będą zdolni wytrzymać, by ludzkość znalazła w sobie siłę do walki o lepsze jutro.

PIS jest naszą, kolejną zresztą, czarną kartą historii. I na pewno taką pozostanie. Zło, nawet jeśli po nim następuje dobro, nie przestaje być złem.

Ale wyobraźcie sobie, że gdyby nie było PISu, przez następne 100 lat trwalibyśmy w średniowiecznym kompromisie aborcyjnym. Gdyby nie PIS, za naszego życie nie znalazłaby się taka władza, która miałaby odwagę dać równe prawa osobom o niestandardowej orientacji seksualnej. O związkach partnerskim moglibyśmy tylko ciągle pomarzyć. Gdyby nie było PISu, kościół katolicki nadal wmawiałby światu, że jest zbawcą Polski, że Polska istnieje tylko dzięki niemu. Gdyby nie było PISu, kobiety nadal siedziałyby cicho za kuchennym stołem ze swoją źle opłacaną pracą i poczuciem krzywdy. Gdyby nie PIS nasza młodzież żyła by nadal w oparach tumiwisizmu powtarzając bzdury, że polityka jest dla dziadków, że niczego w ich życie nie wnosi.

Gdyby nie było PISu, przywódcy UE nie zrozumieliby nigdy, że w traktatach i umowach międzynarodowych nie może być tylko serduszek i słoneczek i zdań o tym, co wspólnota daje jej członkom. Że muszą być także plany na gorsze scenariusze. Że jeśli jakiemuś przywódcy członkowskiego państwa odpierdoli, muszą mieć narzędzia, by go zmusić do przestrzegania zasad.

Takie oto są zasługi PISu dla nas, dla Polski, dla Europy.

Dziękujemy ci Jarosławie Kaczyński, bo wprawdzie to nie ty jesteś rewolucją, ale jesteś jej bezpośrednią przyczyną.

Wkurwiłeś Jareczku złotą rybkę. Miałeś o jedno życzenie za dużo. I nie będziesz już emerytowanym zbawcą Polski.

Skała, jaką jest PIS zaczęła korodować od środka. I najbardziej bawi mnie to, że naprawdę zaczęła pękać, odkąd Kaczyński przekroczył próg gabinetu wicepremiera.

Wywołał największy kryzys odkąd wygrał wybory w 2015 roku. I nie posiadając wrodzonej umiejętności przyznawania się do błędów, nie potrafi się cofnąć o krok. Położył na szali swoją partię i przegra. Bo sam zagonił się w ciemny róg, z którego nie ma wyjścia.

PIS z tej najtwardszej na świecie skały zamienił się w kruchy domek z kart, z którego już wyjęto najważniejszego asa. Wystarczy, że dmuchniemy i wszystko się zawali.

Osobiście, od jakiegoś czasu bardzo dobrze się bawię. Bo po raz pierwszy zdarza się, że posłowie PISu wyłamują się z głosowań, bo niektórzy z nich starają się trzymać jak najbliżej drzwi, by we właściwym momencie odwrócić się od swego przegranego guru. Bo rozgrywki między kolegami z rządu nie odbywają się już za żelaznymi drzwiami Nowogrodzkiej, a na konferencjach prasowych. Bo panowie już przestali ze sobą rozmawiać, zaczęli pisać do siebie listy. Bo nikt nie potrafi zapanować nad ukochanymi „patriotami”, którzy stają się coraz bardziej bezczelni i agresywni. Bo w końcu na walkę z kobietami i licealistami wysyła się zamaskowanych policjantów, którzy z zachowania i wyglądu przypominają toczka w toczkę kiboli. Bo uzbrojeni w hełmy i tarcze funkcjonariusze wylewają krokodyle łzy, że jakaś mojej postury dziennikarka naruszyła ich nietykalność cielesną. Bo kiedy nie można się już wyżyć na silnych i dorosłych atakuje się nastolatki za wpisy na FB, strasząc sadem rodzinnym więzieniem.

Ale się nie martwcie wy młodzi ludzie, Ty czternastolatku, ty trzynastolatko, czy ty siedemnastolatku. Już trafiliście na karty podręczników historii. Jesteście bohaterami naszych czasów. Za każdą popchniętą babcią stoi sto innych. Za każdą aresztowaną samotną matką stoi tysiąc samotnych matek. Za każdym zaatakowanym dziennikarzem stoją dziennikarze z całego świata.

Każda osoba, którą atakujecie, jest przedstawicielka jakiejś większej grupy, która w ten sposób zostaje jakby wezwana do walki.

Przypatrzcie dobrze ostatnim wydarzeniom. PIS ciągle podnosi gardę, ale to co się dzieje w Polsce, to są właśnie symptomy upadku.

Ja coraz rzadziej mam potrzebę przelewania swoich myśli na wirtualny papier. Wiem, że niedługo to wszystko się skończy. A ja będę jak żołnierz, który wrócił z Berlina, głodny, poraniony, w podartych butach lecz zadowolony, że flagę zwycięstwa zawiesił. Chcę się napawać tym szczęściem, marzę o nim. Ponieważ moje zmęczenie psychiczne sięgnęło już zenitu. Chcę zająć się wreszcie sobą. Niczego nie musieć i niczego nie chcieć zmienić. Patrzeć tylko, jak koło historii obraca się znowu we właściwą stronę.

Piszę coraz rzadziej. Bo Rzeczy się dzieją, jest nadzieja, a ja już nie muszę opowiadać o sprawach oczywistych. Moja przygoda z blogiem pewnie niedługo się skończy, gdy wreszcie historia + kobiety zmiotą PIS. No chyba, że nadal będą się ciskać gdzieś z dna niebytu.

Teraz najważniejszym jest, by na popiele pozostałym z tej czarnej karty naszej najnowszej historii zbudować cos naprawdę nowego i czystego. By się wreszcie przestać oglądać w przeszłość i budować kraj tak bardzo nowoczesny, jak to tylko możliwe.  

Ja być może powrócę czasami z jakimś słowem. I zrobię wszystko, byśmy nigdy nie zapomnieli tych lat pod czarną PISowską chmurą. Bo najgorszym jest niewyciąganie wniosków z błędów i porażek.








9 komentarzy:

  1. Twoje pisanie daje niejednej/niejednemu, odwagę żeby wstać i wyjść z domu i wykrzyczeć swój ból i wściekłość. Nie kończ jeszcze swej misji, nie odkładaj pióra bo jesteś bardzo potrzebna. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi sie podobają opisy naszej rzeczywistości jakie zamieszcza Pani w swoim blogu.
    Myślę podobnie i podobnie jak Pani czuje tę iskierkę nadziei jaka we mnie niedawno zagościła.
    Przesyłam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tym liście, mam już pewność a nie tylko nadzieję. Dziękuję Wilmo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, to rewolucja Nareszcie !

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo tego ponurego faktu , cieszę się nadzieją, że niebawem zmienimy ten chlew w normalny kraj. Pozdrawiam i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadzieja umiera ostatnia.wiec mam nadzieję na lepsze jutro dla mojej wnusi.Bedzie jeszcze normalnie.bedzie jeszcze pięknie.Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  7. Brawo to nam wszystkim daje nadzieję na piękne zmiany.

    OdpowiedzUsuń

Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...