No cóż, żadne apele nie pomogły. PSL uległo, a to oznacza po prostu, że poległo bez walki. Oddał polską wieś w ręce PISu i szacownego prezydenta, czyli ludzi, którzy wieś znają tylko z kolorowych obrazków. Czyli nadal w demokratycznym państwie w Europie, będziemy siłą utrzymywać feudalną wieś.
A o jej losie będzie decydować kościół, Kaczyński i inni mądrale przy korycie...
Ich gadki wkurzają mnie na każdym kroku. Ale prezydent Duda, kiedy tylko gębę otworzy, to tak, jakby gołąb nasrał na parapet.
Czytałam ostatnio na jakimś prawicowym portalu, jak to nasza Dupa kochana świetnie zna się na kondycji polskiego rolnictwa. Pochwałom nie było końca i porównaniom z UE, gdzie każdego roku upada wiele gospodarstw rolnych, a u nas, jak to się ten mędrzec wyraził: Rodzinne rolnictwo istnieje i ma się dobrze.
Owszem, dopłaty w UE sprawiły, że wiele gospodarstw rolnych prosperuje znacznie lepiej. Kupiono nowe maszyny rolnicze i odbudowano domy. Widać jednak, że pan prezydent zna polską wieś tylko z hucznych przejazdów uprzywilejowaną kolumną. Polska wieś, to jest po prostu czysta, żywa tragedia. Prawa człowieka i prawa dziecka tam nie istnieją, większość ludzi w ogóle o nich nie słyszało. To tak, jak z tymi klapsami dawanymi dzieciom, dziadek bił ojca, a ojciec syna. Bo tak nakazuje tradycja.
W Europie gospodarstwa posiadające co najmniej kilka tysięcy hektarów ziemi ukierunkowane są na uprawianie tylko jednego gatunku roślin. Jeśli ktoś ma winnicę, nie pieprzy się w hodowanie świni czy kury, jeśli uprawia słonecznik, to nie musi mieć parku maszynowego, jak w kołchozie. Wystarczy mu kilaka pługów i kombajny do zbierania plonów. Gospodarstwo rodzinne, tak ukochane w naszej Ojczyźnie, to prawdziwe marnotrawstwo sił i środków. Nigdy nie wiadomo, co w danym momencie może się opłacić, więc sieje się to i tamto, a do tego trzyma się krowy na mleko i świnie na mięso. Bo jak wszystko zawiedzie, to chociaż tucznika można do skupu odstawić i parę groszy na chleb w domu się znajdzie. Tym sposobem park maszynowy musi być bardzo bogaty, Bo i kombajn do zboża jest potrzebny i do zbioru kartofli też się przyda.
Nie to jednak jest najbardziej przerażające. Najgorsza jest tradycyjna mentalność, która nie zmieniła się od zaborów. Złagodzenie tej mentalności było widoczne w czasach komuny, bo usiłowano przynajmniej na pozór wprowadzać jakieś szczątkowe równouprawnienie. Niestety i wtedy i teraz, od realnego świata, polską wieś oddziela szczelnym murem kościół katolicki. Kobieta na polskiej wsi, właściwie nie jest kobietą. Nie ma charakterystycznych dla niej cech. Nie ma czasu się porządnie umyć, bo czasami po prostu pada z nóg ze zmęczenia. Nie ma mowy o codziennym makijażu lub choćby porządnym kremie, bo porządnymi kremami to się tylko kurwiszony z miasta kremują. Zadbane, czyste paznokcie? Dla kogo, ty wiejska babo chcesz się tak pindrzyć, dla krów i świń, a może masz jakiegoś gacha na boku.... Wiecie, ile razy to słyszałam. Fryzjer i owszem, kiedy ktoś w rodzinie umrze i się zjeżdżają na pogrzeb, ewentualnie na wesele lub na chrzciny, kiedy się trzeba pokazać . Prace na polu, te cięższe, które trzeba zrobić na piechotę, pielenie , zbieranie owoców i warzyw, one zazwyczaj przypadają kobietom, a mężczyźnie obsługują maszyny rolnicze i ujeżdżają traktory, bo to dla wiejskiej baby za inteligentna robota. A i tak do domów wracają bardziej zmęczeni, niż ich żony. Dlatego obejście, świnie, krowy, kury, to wszystko najczęściej praca dla kobiety, która właśnie wróciła z pola. Do tego gotowanie, sprzątanie, zajmowanie się dziećmi, bo przecież „ Dobra żona tym się chlubi, że gotuje, co mąż lubi”. Opieka zdrowotna dla kobiety? Tylko wtedy, kiedy naprawdę zaniemogła i nie nadaje się do roboty. Ciąża spędzona na polu z widłami, to norma. I potem taki dumny mężuś opowiada wszystkim, że jego żona to taka twardzielka, bo rodzić zaczęła przy wrzucaniu belek ze słomą na przyczepę. A potem mamy oberwane macice i kłopoty z kręgosłupem.
Rodzinne rolnictwo było świetne 100 lat temu. Sprawdzało się tez w komunie. Dziś jest konkurencja i opłaca się inwestować w duże gospodarstwa W rodzinnych gospodarstwach dzieci „tyrają” od 7-go roku życia. Nie jeżdżą na kolonie, nie mają wakacji, często wstają rano, by jeszcze przed pójściem do szkoły nakarmić bydło i świnie. Traktowane są, jak darmowi niewolnicy. Dorastają ze zwyrodniałymi kręgosłupami w wyniku zbyt ciężkiej pracy. To jest niezgodne z prawem, ale czy prawo tam dociera? Dziecku wpaja się fałszywą prawdę, że może nie ma najmodniejszych spodni, może nie jeździ na zagraniczne wycieczki, ale za to tu na miejscu tworzy swoją przyszłość, swój dorobek. To wszystko kiedyś będzie twoje...tak mówią rodzice. A dziecko nie mając innych punktów odniesienia wychowuje się w przekonaniu, że tak ma właśnie być. Nie mówię tu o biednych gospodarstwach, ale o takich, które stać jest na robotnika. To nie bieda zmusza dzieci do niewolniczej pracy lecz tradycja i mentalność. Należy także podkreślić, że dzieci na wsiach pracują często przy niebezpiecznych maszynach i narażone są na ciężkie wypadki.
Z moich obserwacji wynika także, że nie mają prawa wybrania sobie swojej życiowej drogi. Zazwyczaj to rodzice decydują, które dziecko ma prawo się kształcić, a które zostaje w gospodarstwie. Często te dzieci, szczęśliwi spadkobiercy nie dostają pozwolenia na kształcenie poza niezbędne minimum.
To, co tak bardzo podoba się prezydentowi Dudzie, to jest koszmar i obłęd. Psy na łańcuchach i dzieci pracujące ponad siły, zupełnie, jakby obywatele wiejscy należeli do innego świata. Taki kawałek feudalnej Polski w demokratycznym państwie.
Dla wielu ludzi, którzy nie odwiedzają wsi zbyt często, może to być czysta utopia. Ale ja pochodzę ze wsi. I niestety, to, co opisuję, nie jest dla mnie wspomnieniem z dzieciństwa. Cały czas mam kontakt z polską wsią. To jest miejsce wymarzone przez kościół katolicki. Zapracowany człowiek pozbawione prywatnego życia, który tylko na dwa sposoby może oderwać się od swojego losu: idąc do kościoła, albo idąc do knajpy.
Dlatego uważam, że wsi jest potrzebna nowa i przede wszystkim nowoczesna siła na. Siała, która by rozpoczęła rewolucję.
Przyznaje, że trochę liczyłam na Kosiniaka-Kamysza, bo wydawał mi się sensownym facetem. Ale niestety, jest otoczony przez te zacofane diabły, które go prowadzą na manowce. Doprowadzą do tego, że PSL nie wejdzie do parlamentu po raz pierwszy od lat, a winę zrzuca na młodego przywódcę. I znowu się będą mogli dorwać do władzy i wrócić na łono kościoła, który ich przyjmie. Tak naprawdę, nawet jeśli się będą przysięgać na grób matki, nic nie zmienia faktu, że odrzucając współprace z lewica, staną się po prostu stronnikami PISu.
Ale nic nie można na to poradzić. Chociaż..., spróbujmy wyobrazić sobie, jak by wyglądała polityka bez kościoła katolickiego. Ludzie otworzyli by głowy i zaczęli myśleć samodzielnie. Kim byłby Kosiniak Kamysz, gdyby nie te tak zwane wartości, które w cywilizowanym świecie są po prostu bezwartościowe, są tylko hasłem, na które jedni się powołują, a inni nim manipulują i szantażują. Przykro mi Panie przewodniczący PSL-u, właśnie kościół Pana zaszantażował, a PIS dokona na Panu rzezi w najbliższych wyborach. Bo wieś na WAS i tak nie zagłosuje. Złoty róg, zamieniany na sznur, jest ciągle naszym przekleństwem.
Co ja mogę dodać do tego? Czeka nas zapaść, pod kierownictwem kaczyńskiego!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem co sie stało z tym narodem,który umiłowanie wolności,niby to wyssał z mlekiem matki? Dlaczego takie słowa jak równość ,tolerancja,sprawiedliwość, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie? Dlaczego łamanie konstytucji i ograniczanie praw obywatelskich ,jest nieistotnym drobiazgiem dla wielu? Czy naprawdę ,żeby otrzeźwieć,musimy najpierw zanurzyć się w szambie po uszy,a polskę zrujnować do fundamentów?
OdpowiedzUsuńJa wieś poznaję dopiero od 2012 i jeśli chodzi o kościół zgodzić się mogę z większością pozostałą już nie do końca.
OdpowiedzUsuńto wyżej to moje : Dariusz Krystosiak
OdpowiedzUsuń