niedziela, 16 czerwca 2019

Bajka o pewnym biznesmenie. ( Tekst z dnia 16 czerwca 2019 roku)


Drodzy Niedzielni Czytacze moich postów.
Obietnica, że w niedziele nie będę nic pisać, bo chcę mieć dzień całkowicie wolny, jak zwykle poszła do kosza. Aby ją wypełnić musiała bym chyba wynieść się na niedzielę na bezludną wyspę.
Na początek opowiem WAM coś lekkiego. Poszłam dziś rano z moim psem na spacer. Zwykle kierujemy się na prawo od bramy, czyli w kierunku centrum miasta, bo około 300 metrów w lewo jest szkoła podstawowa i gimnazjum. W związku z tym zazwyczaj w tej okolicy jest potworny rumor, a bandy wyrostków biegają, jeżdżą na rowerkach i hulajnogach i wrzeszczą w niebo głosy. Mój pies wychowany wśród dorosłych, spokojnych ludzi, nie znosi hałasu i nienawidzi dzieci. Ale dziś niedziela. Rano było cicho i spokojnie i nawet nie za dużo samochodów przemieszczało się po ulicy. Idziemy spokojnie w kierunku przejścia dla pieszych prowadzącego do szkoły i nagle totalny szok! Wyobraźcie sobie Państwo! Ktoś pomalował barierki wokół przejścia w kolorach tęczy! Przed szkołą kurwa! Mam okno z kuchni na tę ulicę. Widzę każdego dnia matki i ojców prowadzających tamtędy dzieci do szkoły Te dzieci są we wszystkich kolorach, jakie natura nadała ludzkiej skórze. Od białych Skandynawów, Niemców, Rosjan, Anglików, poprzez Chińczyków i inne nacje o skośnych oczach, przez Arabów, Hindusów, Cyganów, szerokiej gamy przedstawicieli Ameryki Południowej i Środkowej, aż po zupełnie, zupełnie czarnych. Hiszpanów nie będę wspominać, bo jasne, że też są w tym gronie. Znam osobiście wielu rodziców, których dzieci uczęszczają do tej szkoły. Nikt mi ani słowa na temat tego „tragicznego” wydarzenia nie powiedział. Założę się, że połowa nawet nie zauważyła zmiany. Połowa z drugiej połowy pewnie zauważyła, ale nie bardzo skojarzyła zestaw kolorów z jakąś ideologią. Druga połowa, z drugiej połowy być może zrozumiała o co chodzi i ucieszyła się, że w miejscu, gdzie przebywają tak różne dzieci, podkreśla się piękno różnorodności...
Nikt nie złożył zażalenia, nie wezwano policji i nie zgłoszono sprawy do prokuratury. Żadnemu z wyznawanych przez rodziców bogów nie przeszkadza zmiana dekoracji. Niczyje uczucia religijne nie zostały urażone, a w mieście nie odbył się nawet, chociaż pewnie trudno jest WAS sobie to wyobrazić, nie odbył się żaden marsz w obronie rodziny i tradycji. Mało tego, nawet żaden ksiądz, ani pop, ani inny mułła, nie przyleciał z kropidłem odprawiać egzorcyzmów. I pomyślałam sobie: Gdzie ja żyję? Co to za dziwny kraj?
Wiem, sytuacja nie do uwierzenia. Piszę to WAM tak na dobrą nowinę przy niedzieli. Uwierzcie mi. Może być normalnie. Mogą ludzie obok siebie żyć bez nienawiści. Istnieją takie barierki, które mają nas chronić i łączyć, a nie dzielić.
Ale to tylko taki mały wstęp, trochę polityczny, a trochę nie.
Tak naprawdę do pisania nakłonił mnie, jak często, dzisiejszy program Kawa na ławę, a konkretnie poseł Cymański, a jeszcze konkretniej, jego 3 palce.
Opowiem WAM więc moją wersje wydarzeń. Opowiem WAM o pewnym biznesmenie, który chciał obalić rząd Donalda Tuska. Może mu się to nie udało, ale skutecznie wpłynął na wyniki następnych wyborów.
Pewien biznesmen, powiedzmy pan Marek, ma takie wstydliwe hobby. Bardzo lubi nagrywać ludzi. Nagrywa swoich partnerów, z którymi prowadzi rozmowy biznesowe, nagrywa przyjaciół, nagrywa, nagrywa, nagrywa. Pewnego dnia wpada mu genialny pomysł do głowy. Jeśli zacznie nagrywać polityków, to bez konieczności dawania komukolwiek jakichkolwiek łapówek, będzie mógł wymuszać właściwe i dobre dla siebie i swojej firmy przepisy. A do tego wszystkiego, mając na wszystkich haki, będzie po prostu wszystkich trzymał za mordę i będzie bezkarny. Robi więc rozpoznanie, do których restauracji najczęściej chodzą politycy, a kelnerom w tych restauracjach daje propozycje nie do odrzucenia. Obiecuje im dużą kasę za nadzorowanie nagrywania. Nie wiem, czy pomysł podsunęły mu rosyjskie służby. Może jestem naiwna, bo ciągle wierzę, że polski cwaniak jest zdolny do wielu obrzydliwych rzeczy dla pieniędzy, ale nie do tego, by się sprzedać ruskim. Jest natomiast opinią ogólnie znaną, że dla Putina wygodniejszy jest PIS ze swoją retoryka wojenną, dzięki której może zarówno Kaczyński, jak i Putin po drugiej stronie granicy rządzić strachem i wystawiać nowe oddziały wojsk, niż pokojowo nastawiona i żyjąca w zgodzie z UE Platforma Obywatelska. Nie potrafię też ocenić, czy zamieszani w sprawę kelnerzy, byli w stanie sami zainstalować profesjonalne podsłuchy, tak, by dobrze zbierały rozmowy z otoczenia, a jednocześnie nie budziły podejrzeń. Być może na tym etapie, już pan Marek współpracował z polskimi służbami. Teraz nasuwa się pytanie: Czy pan Marek mając do dyspozycji pierwsze taśmy, sam się zgłosił do skarbnika PISu, czy to skarbnik PISu szukając haków na rządzących odnalazł faceta o tak specyficznych zainteresowaniach. Nie ma wątpliwości, bynajmniej dla mnie, że do takowego porozumienia doszło. Machina ruszyła. Pan Marek odbierał nagrania od kelnerów i przekazywał im sowitą zapłatę. Taśmy oddawał powiązanym z PiSem agentom, którzy je profesjonalnie odsłuchiwali, wybierali właściwe wątki, wycinali z kontekstu, montowali ( nie mam tu na myśli manipulowania nagrań, raczej ich usystematyzowanie) i odkładali do sejfu opisane nazwiskami podsłuchanych polityków. Tam taśmy czekały na właściwy moment. Nagrane było tysiące godzin. Nie ma takiej możliwości, by takiej selekcji dokonała jedna osoba. Jest więc pewne, że pan Marek nie działał sam i że współpracował z kimś, kto dokładnie wiedział, które fragmenty trzeba będzie ujawnić, a które ukryć. Na tym etapie trzeba tylko zadać jedno, bardzo proste pytanie; czy pan Marek jest człowiekiem roztropnym, czy głupim? Czy tak bardzo nienawidził tamtej władzy, a tak ślepo ufał PISowi, że jak dziecko oddał wszystkie nagrywane taśmy. Jeśli jest człowiekiem roztropnym, zachował coś dla siebie. Jeśli nie jest głupi, wiedział, że działa nielegalnie i że tylko ochrona polityków, którym się zasłuży, może go uchronić od kary.
Co się stało dalej? Widzieliśmy na własne oczy. Skrupulatnie zbudowana sitwa polityków, przestępców i dziennikarzy poszczuła społeczeństwo na partie rządzącą. Wykorzystali właściwy moment, kryzys gospodarczy, który osłabia każdą władzę i wystarczająco krótki czas do następnych wyborów. Zmasowany atak ze wszystkich stron: media polskie, ruskie trolle, wściekły, zmutowany fałszywymi wiadomościami, tak zwany suweren, zmiótł najlepszą ekipę, jaka rządziła Polską po 1989 roku.
I tu wracamy do trzech palców bijącego się w piersi posła Cymańskiego. Twierdzi on, że jego partnerzy polityczni nie mogli być zleceniodawcami całej afery, bo ( pierwszy palec), to oni pana Marka aresztowali, ( drugi palec) oni go skazali, (trzeci palec) oni go złapali po ucieczce.
Drogi panie pośle, którego kiedyś lubiłam, kiedy jeszcze nie był takim cynicznym kłamcą... Niech pan z nas durniów nie robi!
Polityka to gra pozorów, a partia PiS i jej satelity, uprawiają tę grę brutalnie od tak dawna, że tylko prawdziwe naiwniaki mogą się na nią nabrać. Te pańskie 3 palce, które mają niby świadczyć o waszej niewinności, świadczą dokładnie odwrotnie. Nie wiem, co obiecaliście panu Markowi, jako gratyfikację za jego usługi. Myślę, że było tak:
Doskonale wiecie, że działalność pana Marka była niezgodna z prawem, a wy jeszcze takiej władzy nie macie, by od razu go wpuścić na dywanik, przypiąć medal i postawić mu pomnik ogłaszając bohaterem narodowym. Musieliście dla pozoru go aresztować i postawić przed sądem. Myślę, że obiecaliście mu 1,5 roku w zawiasach, a potem ciche ułaskawienie i wymazanie z papierów przestępstwa. W zamian za to pan Marek miał wziąć całkowitą winę na siebie, milczeć jak grób i żyć szczęśliwie w kraju rządzonym przez PIS. Wszystko się posypało, kiedy niepokorny sad wymierzył mu karę bezwzględnego więzienia i to w wymiarze wyższym niż chciał prokurator. Bo pan Marek nie był na taką ewentualność przygotowany. Każdy pospolity przestępca, po ogłoszeniu wyroku, ma zakładane kajdanki i idzie do ciupy. A pan Mareczek nie poszedł. Zaczęły się kombinacje, zwolnienia lekarskie, symulowane choroby, nie stawianie się do więzienia. Wszystko, niestety dla pana Marka, w świetle kamer, co powodowało, że PIS nie mógł spełnić swojej obietnicy nadzwyczajnej ochrony. Wymyślono więc fortel z ucieczką za granicę, by dać PISowi czas na znalezienie wyjścia. Przypomnijmy, że po zorientowaniu się, że pan Marek uciekł, nie od razu wystawiono list gończy. Gdyby nasz bohater naprawdę obawiał się kary, miał dość czasu, by uciec na Grenlandię. Ale był pewien, że Ziobro coś wymyśli, więc grzecznie czekał w Walencji.
I tu niestety gra pozorów musi toczyć się dalej. Ludzie łatwo i szybko nie zapominają, a opinia publiczna naciskała, na odnalezienie zbiega. Wtedy wystawiono list gończy i po pewnym czasie, ku zaskoczeniu pana Marka, został aresztowany i doprowadzony. I tu mamy kolejny wątek, który moim zdaniem jest elementem gry. Ten radosny, pełen życia biznesmen grozi samobójstwem w chwili aresztowania. Jak wiemy, takie groźby mogą być w przyszłości zapisane na poczet choroby psychicznej.
Czy po tych listach z pogróżkami, prezydent Duda może ułaskawić pana Marka? Oczywiście, że nie może, bo było by to przyznaniem się do winy. Ale czy pan Marek pójdzie siedzieć? Zobaczymy!
PiS w nerwowy sposób szuka drogi, by pan Marek do więzienia nie trafił, bo boją się, że ma gdzieś ukryte kompromitujące ich materiały. Zrobią więc wszystko, by spełnić swe obietnice wobec pana Marka. Najbardziej prawdopodobne jest, że pan Marek spędzi swoją karę nie w więziennej celi, lecz na wygodnym łóżeczku szpitala psychiatrycznego.
Często słyszę kolejny argument dla idiotów, że gdyby pan Marek miał jakieś inne materiały, mógłby je ujawnić podczas procesu. No cóż, nie pomogły by one w uzyskaniu mniejszego wyroku. Po drugie, pan Marek świecie wierzył, że ludzie, którzy dzięki niemu dostali swoje stołki, nie pozwolą mu zrobić krzywdy. Wiedział, że aresztowanie i proces jest elementem gry. A po trzecie, nikt nie jest taki głupi, by pozbywać się asa z rękawa, ostatniej broni, którą ma gdzieś ukrytą, na wszelki wypadek, gdyby PIS jednak go oszukał.
Dla mnie nigdy nie było wątpliwości, że jeśli nie w nagrywaniu, to w ujawnieniu taśm maczali palce politycy PISu.
Czy pan Marek przyczyni się do wykrycia prawdy? Czy kiedykolwiek ją poznamy? Nie wiem. Nawet jeśli, straciłam już nadzieję, że cokolwiek wpłynie na Polaków w ocenie naszej klasy politycznej. Przecież za PISu mają to, czego pragną najbardziej. Mają martyrologie, mają prężenie muskułów, mają zemstę i mają łatwą kasę. A prawda? Prawda jest dziś niepopularnym przeżytkiem.



4 komentarze:

  1. Gdzie są czytelnicy blogu? Zaglądam tu już trzeci raz, bo interesuje mnie szeroki pogląd na poruszone tematy. Goplano, nie denerwuj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do bolu prawdziwe, ale obecnie bardzo nie popularne. Na fajerweki nie licze, bo 500+ ma wieksza sile przebicia niz prawda. Dzisiaj Janusz z Halina zrobia sobie grilla, wypija z sasiadami po pare browarow, posluchaja Wiadomosci w TVP ,jutro do MOPSu sie wybiora, a z Biznesmenem Markiem pies tancowal. Kogo to obchodzi? Przeciez DZIS JEST zajePiScie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj niestety, masz ogromną rację. A prawdziwej demokracji ŻAL.

      Usuń

Och, Karol! Tekst z dnia 16 kwietnia 2025 roku.

 Nie będę się za bardzo rozpisywać, bo to jeszcze nie jest dla mnie ten moment. Ale ostatni spot Karola Nawrockiego trochę mnie zmroził. Myś...