wtorek, 16 lipca 2019

Nie napisałabym już ani słowa... ( Tekst z dnia 16 lipca 2019 roku)





Jestem na posterunku. Gorąco strasznie, ale nie martwcie się o mnie, ciągle żyję. Lato to dla mnie trudny czas. Mam taki zapierdol, że czasami przez dwa dni nie zaglądam do komputera. Ale śledzę wydarzenia na tyle, na ile czas pozwala. Te wakacje będą jeszcze trudniejsze, bo to czas przedwyborczy i nie ma zmiłuj. Trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie.
Widziałam ostatni sondaż przedwyborczy. Niby, że PIS ma 42% . Coś mi się słabo chce w to wierzyć, bo dobra zmiana dopadła wreszcie zwyczajnych ludzi z ulicy. Długotrwała i słaba dostępność leków na choroby przewlekłe, to jest coś, czego ja jeszcze w swoim życiu nie widziałam, a pamiętam wszystkie rządy w wolnej Polsce i spory kawałek czasu w komunie. Oczywiście, byłe taki czasy, kiedy do szpitala trzeba było iść z własną „srajtaśmą”, a na leki przeciwbólowe wypisywano receptę i rodzina musiała je donieść do szpitala. Ale nigdy nie było tak, by pójść z receptą do apteki i odejść z niczym. Głupie gadanie, że te problemy są w całej Europie, jak zwykle to tylko ściema. Owszem, zdarza się, że idę do apteki i nie ma jakiegoś konkretnego leku, ale zawsze jest dostępny lek zastępczy. Dostawy do aptek są rano i po południu. Jeśli czegoś nie ma, będzie za kilka godzin. Pytanie jest tylko, jak ta sytuacja wpłynie na świadomość suwerena. Kto jest tak naprawdę wszystkiemu winien: zgniły zachód, samorządy, emigranci, LGTB, czy Donald Tusk? No bo nasz rząd, jak wiemy, jest nieomylny, niewinny niczemu i nie popełnia żadnych błędów.
Najlepiej to widać w drugiej sprawie, którą żyje cała Polska. Mówię tu o rekrutacji do szkół.
Przypomina mi się takie wydarzenie z historii, które wszyscy doskonale znają, kiedy to faszyści niemieccy podpalili Reichstag i wszystko zwalili na żydów i komunistów. Mamy dokładnie taką samą sytuacje, kiedy to rząd wprowadził powaloną i zupełnie niepotrzebną reformę oświaty, ale kiedy się okazało, że wyszła z tego chryja, to ten sam rząd drze japę, że wszystkiemu winne są samorządy, bo to one odpowiadają za rekrutację absolwentów. No żesz kurwa mać, że tak powiem! Bo co miały te samorządy zrobić w tej sytuacji? Pobudować szkoły, bo sobie tak minister Zalewska życzyła? I skąd miały wziąć na to pieniądze? Ale tak naprawdę widzimy dziś tylko wierzchołek tej góry lodowej. Bo sama rekrutacja to naprawdę tylko początek problemów. W niektórych liceach, zamiast pięciu pierwszych klas utworzono dwanaście. Te klasy nie będą liczyły po 22 uczniów, ale po 35 lub więcej. Tu naprawdę nie chodzi o ilość sal, ilość krzeseł lub ławek. Ale czy ktoś sobie w ogóle wyobraża pracę nauczycieli w tych szkołach? Owszem, dawno temu chodziłam do szkoły średniej i w mojej pierwszej klasie było 47!!! uczniów. Ale szkoła byłą wielka, klasy świetnie wyposażone, jeden drugiemu na głowie nie siedział, a na zajęciach praktycznych dzielono nas na grupy. A mimo to bardzo współczuje swoim nauczycielom. Opanowanie takiej rozwydrzonej grupy nastolatków jest po prostu niemożliwe. Nie ma takiej możliwości, by nauczyciel był w stanie dotrzeć indywidualnie do każdego ucznia, ocenić jego możliwości, postawić mu zgodne z tymi możliwościami zadania itd., itd.
Powiem tak. Doceniam wysiłek samorządów, które stanęły na głowie, by jakoś upchnąć tę ilość dzieciaków w szkołach, które mają do dyspozycji. Rozumiem intencje, by ratować te dzieci, ten stracony rocznik, który tak, czy inaczej zapłaci najwyższą cenę za reformę Zalewskiej. Ale tak naprawdę, moim osobistym zdaniem, nie powinniście robić nic, a pozostawić to tak, jak wam sprezentował rząd.
Stworzyliście ze szkół zwyczajny spęd bydła. Nie ma warunków do normalnej nauki w takich szkołach. Dokonam może brutalnego, ale dość klarownego porównania, które każdy powinien zrozumieć. Jeśli macie mieszkanie, które jest normalnie umeblowane, to macie możliwość utrzymywać w nim porządek i ład i panować nad jego funkcjonowaniem, ale jeśli doprowadzicie do jego zagracenia, nie będzie mogli każde dnia poodkurzać, a w katach i zakamarkach zaczną królować roztocza i bakterie. Zatłoczona szkoła, gdzie uczeń staje się anonimowy, jest po pierwsze, kryminogenna. Będzie w niej łatwiej handlować narkotykami i dopalaczami, maltretować słabszych, sprzeniewierzać się kodeksom i lekceważyć nauczycieli. Po drugie, czy naprawdę wyobrażacie sobie, co się będzie działo, jeśli w danej szkole wybuchnie jakaś epidemią? W miejscach, w których tak trudno o świeże powietrze, gdzie zatłoczeni ludzie dotykają się łokciami, gdzie na siebie kaszlą kichają i oddychają? Trzecia sprawa, wyobraźcie sobie w takiej przeładowanej szkole procedury bezpieczeństwa?, atak paniki w chwili pożaru lub innego zagrożenia? To, że te dzieci będą po prostu niedoukami, a po tych przepełnionych szkołach uczelnie będą ich unikać, jak zarazy, to jest najmniejsze zło, jakie wyrządzono tym dzieciom.
Nie pozostaje tym dzieciom nic więcej, jak po prostu uczyć się na własną rękę i w domu. W przeciwnym razie ukończą tę szkołę głupsi, niż do niej poszli i będą pisać maturę dla opóźnionych w rozwoju, bo poziom wszystkich szkół spadnie na twarz.
No i jeszcze jest ogromne grono tych, którzy nie dostaną się do żadnego liceum, technikum lub szkoły z maturą. To jest prawdziwa twarz dobrej zmiany. Zawodówka, a potem do łopaty lub na zmywak. Przynajmniej nikt nie będzie narzekał, że skończył studia, a teraz gary w Anglii zmywa. Będziemy mięli szeroko wykwalifikowaną kadrę do najcięższych robót w Unii Europejskiej.
Drodzy Państwo. Prawdą jest, że nie każdy musi skończyć studia, a więc nie każdy musi pójść do liceum albo technikum i zdawać maturę. Ale najważniejsza w życiu jest wolność. Zdaje się, że uczniowie z gorszymi wynikami w nauce doskonale zdają sobie sprawę, że ich miejsce jest w szkołach branżowych, że muszą po prostu nauczyć się zawodu i mogą prowadzić całkiem szczęśliwe życie, jako murarze, kierowcy, czy pomoce kuchenne. Ba, mogą nawet w swoich zawodach robić kariery. Ale niegodziwością jest zmuszanie dziecka, które ma wiarę w siebie, które ma ambicję i uzdolnienia, by wybierało drogę życiową poniżej swoich możliwości, by czuło się jakimś rekrutacyjnym odpadem, jakimś śmieciem dobrej zmiany. Wiem, dla tej władzy było by najlepiej, by wszyscy szli do zawodówek, by w tych szkołach oprócz nauki zawodu z przedmiotów, kurwa humanistycznych była tylko religia i by dorosły człowiek kończąc szkołę był produktem gotowym do płacenia podatków, wystarczająco wysokiej rozrodczości, by podtrzymywał tradycyjne wartości i nie miał dylematów, na kogo zagłosować.
Jeśli się tej władzy wydaje, że jej plan się powiedzie, to się niestety bardzo grubo myli. Jesteśmy narodem, który im bardziej jest dociskany butem do ziemi, tym więcej ma siły by się nie dać i by się bronić. Nie pozwolimy z naszych dzieci uczynić maszynek głosujących na PIS!. Jeśli będzie trzeba, będziemy tworzyć podziemne szkoły, gdzie będziemy uczyć nasze dzieci normalnego świata. Nie uda się wam to! Nie sprowadzicie nas do do roli bezwładnych małp wykonujących proste czynności manualne. Społeczeństwo, jest jak kawałek gumy. Kiedy sobie leży na stole, jest jakby martwe. Ale kiedy zaczniesz je naciskać stawia opór. Czym silniej ciśniesz, tym opór jest większy. Gdybym w to nie wierzyła, nie napisałabym już ani słowa.



2 komentarze:

  1. Może jednak Pani opinia o "dobrej zmianie" nie jest całkowicie słuszna? Przykład, że przez trzy dni od napisania listu, nikt tego nie skomentował! Wakacje? Chyba nie. Ja, niestety widzę wokół siebie pewien rodzaj otępienia, ciągła POLITYKA, niejednego już psychicznie załamała. Czy to nie jest celowe działanie? Po dwóch pierwszych mszach, 6 mln zwolenników PiSu pójdzie głosować a pozostali, otępieni zostaną w domu. Ot co.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odniosę się i do samego felietonu ale też komentarza. Zwróciłaś Wilmo w nim uwagę na kilka aspektów związanych z przepełnieniem placówek edukacyjnych o których sam nie pomyślałem. A propos ewakuacji oraz zwiększonego ryzyka epidemiologicznego. Co na to Straż Pożarna, Sanepid i Wydziały Kryzysowe w Starostwach? Przymknęły oko czy po prostu normy jeszcze nie zostały przekroczone. Moje czasy szkolne mimo że spędzone w aglomeracji śląskiej kojarzą się ze szkołami w których dla danego rocznika było na ogół dwie lub trzy klasy po mniej niż 28 ucznów. Były wyjątki związane częściej z przeniesieniem pomiędzy szkołami lub powtarzaniem klasy. Ale byłem świadkiem gdy w 1983 roku w jednej ze szkół podstawowych klas pierwszych było bodajże osiem i dzieci uczyły się w wynajętym budynku obok szkoły. Tyle że to było za tej "strasznej komuny" nie liczącej się z jednostką i główny swoją uwagę zwracającej na "masy". Czyżby jakiś powrót? ;) Tęsknota za minionym obecnej władzy? A może prowadzone doświadczenia socjologiczno psychologiczne sprawdzające wytrzymałość społeczną czy społeczeństwo ma strukturę krystaliczną czy tiksotropową, a jeśli to w którą stronę. Na razie widać pewien okres "ogórkowy" w zainteresowaniu polityką spowodowany zapewne wakacjami. Ale pewnie również zniechęceniem do polityków którzy od wiosny nagle uznali że lepiej gdy "każdy sobie rzepkę skrobie" będzie korzystniejszym rozwiązaniem. I cała energia, całe zaangażowanie społeczne dla jednoczenia poszło się jebać. Politycy wiedzą lepiej, jak dzieci. Może jak w dowcipie "co to jest? tysiąc prawników na dnie oceanu, to dobry początek" trzeba by do tego dodać kolejną grupę mającą klienta w dupie. Ważne żeby "ona" była wygrana. Mój stan można porównać z wylaną lawą. Już z wierzchu zastygła i wydaje się że niczym nie grozi, ale lepiej nie włazić na nią bo pozory mylą.

    OdpowiedzUsuń

Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...