Taka już jestem...
Nie życzyłam WAM wesołych świąt...nie życzyłam szczęśliwego nowego roku. To wcale nie oznacza, że jestem nieżyczliwa, raczej coraz częściej mam kłopoty z zaakceptowaniem hipokryzji. Po porostu z każdym rokiem mój mózg przestaje mi podpowiadać, że nie jest ważne co powiem, po prostu w pewnych warunkach wypada jest życzyć..., że to tylko taka tradycja i w końcu...co mi szkodzi. Coraz częściej mam kłopot z rzucaniem słów na wiatr, a za coś takiego uważam świąteczne życzenia dla osób, których nie znam.
Czasami wydaje mi się, że mój mózg popada w obłęd, bo to, co kiedyś wydawało mi się takie naturalne, takie zwyczajne i bliskie, a przede wszystkim, takie niewinne, dziś budzi we mnie totalny sprzeciw.
Stałam się w ostatnim czasie niezwykle krytyczna i nieufna.... Siedziałam sobie przed tymi świętami tak zwyczajnie, przed telewizorem, patrzyłam, jak to się wszystko odbywa w Polsce i na świecie. I myślałam źle o ludziach...Myślałam..., czy Wy także byliście już na cmentarzysku choinek, hodowanych tylko po to, by Wam zrobić przyjemność...?Czy zatłukliście już młotkiem karpia wymęczonego w zbyt małym supermarketowym basenie ze zbyt małą ilością tlenu...? I jak możecie potem usiąść do stołu i nazywać te święta czasem miłości...?Myślałam, czy kupiliście już wypasione prezenty swoim dzieciom, a potem zaryglowaliście drzwi, by przypadkiem do WAS nie zapukał zbłąkany, zmarznięty człowiek, dla którego wprawdzie szykujecie pusty talerz...ale tylko tak, dla tradycji.
Ale najgorszy dla mnie jest ten czas, gdzieś te dwa tygodnie po bożym narodzeniu, kiedy w pobliżu śmietników pojawiają się suche już i całkowicie martwe drzewka z resztkami anielskiego włosa i naszego domowego kurzu...prawdziwy obraz naszego człowieczeństwa. Wydaje się, że wraz z tym drzewkiem umiera nasza miłość, nasza świąteczność. Znowu stajemy się sobą, znowu wolno nam nie-kochać.
Tak ja to widzę, osoba, która nie obchodzi tradycyjnie świąt, chociaż stroi drzewka w ogrodzie migającymi światełkami...Ale moje drzewka przeżyją także tegoroczne boże narodzenie. Lampki działają na baterie słoneczne i pewnie powiszą do Walentynek, bo bardzo je lubię.
Od dawna nie dzielę się opłatkiem, kolacje wigilijna spędzam poza domem, nie daje nikomu prezentów w wigilię, lecz daję je zawsze, kiedy odczuwam taką potrzebę...
Wybaczcie mi proszę, że już się nie potrafię do tego zmusić, że wiedząc, że WAS nie znam, a więc nie znam także WASZYCH potrzeb, nie stać mnie po prostu na zwyczajne...Wszystkiego najlepszego. Po prostu, gdybym WAS znała, wiedziała bym, czego WAM życzyć. Wiedziała bym, komu potrzeba zdrowia, komu lepszej pracy, komu miłości, a komu pieniędzy... Trzeba wiedzieć, co komu potrzeba i uwierzcie mi, tylko takie życzenia mają sens. Tylko wtedy to działa. Reszta to tylko kurtuazja...
Nie jestem osobą bezduszną, nie jestem nieżyczliwa. Ja, jeśli mogę czegokolwiek WAM życzyć, to chyba tylko tego, byście mieli obok siebie bliskich ludzi, którzy wiedzą, o czym marzycie, bo tylko ich życzenia mają siłę sprawczą...
Przed nami, Drodzy Polacy, naprawdę trudny czas... Myślę, że Polska pod rządami PiS, jeszcze nie raz nas zaskoczy. Nie umiem WAM Polacy złożyć życzeń osobistych, które by WAS usatysfakcjonowały, ale jako narodowi...wiem, co jest WAM potrzebne.
Życzę WAM, byście obnażyli kłamstwa płynące z krzywych ust premiera, byście znaleźli w sobie siły, aby spraw ważnych nie odkładać na później, by skorzystać z szansy na pokojowe zmiany przy pomocy kart wyborczych...
Wierzę w WAS Polacy, nawet po tych trzech latach panoszenia się władzy złodziei i niekompetentnych świń. Wierzę w to, że jesteście w stanie ich powstrzymać w normalnych, demokratycznych wyborach. Jednocześnie wiem, że zaprzepaszczenie tej szansy pogrąży nas i demokrację w politycznym niebycie, z którego nas będzie mogła wyzwolić już tylko przelana krew...I o ile nie wiem, czego mam WAM życzyć, to wiem, że tego WAM na pewno nie życzę...
Drodzy Polacy, każdy z nas ma prywatne życie, prywatne sprawy, szczęśliwe dni i problemy. Borykamy się z nimi w każdej chwili naszego życia. Było by brakiem pokory z mojej strony wnikanie w te sprawy. Z mojej strony mogę tylko wierzyć, że Polska łączy nas wszystkich, że złe czasy, jak wszystko, mają swój kres. Że ludzie pewnego dnia obudzą się i zaczną lepiej rozróżniać rzeczy ważne od tych nieistotnych. Ja to właśnie najbardziej widzę w te zimowe święta. Widzę, jak beznadziejnie marnuje się tony jedzenia, bo przecież muszą się stoły uginać i musi być „na bogato”. To nic, że w tym samym czasie ktoś obok przymiera głodem... Widzę, jak wszyscy opowiadamy o ekologii i walce ze smogiem, ale przecież tak kochamy te neony, te girlandy rozświetlające świąteczne ulice. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by zamiast wydawać pieniądze na ten blask, kupić psie jedzenie dla schroniska. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by zamiast spędzać cały dzień „przy garach”, pójść do teatru lub na koncert. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by zamiast udawać świąteczny nastrój, po prostu zrobić coś dobrego.
Nasz świat, jest światem ułudy, światem pozorów. Każdy gra w nim swoja rolę i wydaje mu się, że to jest życie. Grają je politycy, dając przykład nam wszystkim. A my, we własnych domach od urodzenia tresujemy swoje dzieci do gry w tym teatrzyku żałosnym i wiecznym. Wszystko żeśmy poodwracali do góry nogami, zupełnie zatraciliśmy bożonarodzeniową ideę. Zrobiliśmy z niej okazjonalne bycie dobrym na pokaz. Egoistyczne podejście czyniące dobro z tłuczenia młotkiem karpia i wyżynania choinek.
Myślicie sobie pewnie, że dawno nie pisałam, a teraz taki dziwny post...pewnie dopadła mnie jakaś świąteczna depresja. Nic bardziej mylnego! Ja się doskonale czuję ze swoim nieobchodzeniem świąt, ze swoim czytaniem książki pod ciepłym kocykiem, kiedy Wy się napinacie przygotowując 12 potraw, z których połowa i tak wyląduje w koszu, ze swoim codziennym wyprowadzaniem psa, kiedy Wy ryzykujecie wracając samochodem „podchmieleni” z pasterki.
Nie litujcie się więc nade mną. Ja po prostu nie mogę już dłużej robić wszystkiego dla zewnętrznego wizerunku, wbrew sobie, w niezgodzie z własnym ja. I wiem, że mam rację, widząc w telewizji reportaż o łodzi ratującej 38 emigrantów, której żaden z katolickich krajów nie chce przyjąć na swoją ziemię w 3 dni po bożym narodzeniu..., bo byśmy się musieli z nimi podzielić tym, co wolimy wyrzucić do kosza. Tak naprawdę wygląda nasze bożonarodzeniowe miłosierdzie...ściema, dla zagłuszenia wyrzutów sumienia.
UWAGA FORMALNA
OdpowiedzUsuń(co do treści, to czytam i płaczę,
bo czytam słowa i zdania jak swoje...):
JEST -
( Tekst z dnia 6 stycznia 2019 roku)
PO WINNO BYĆ:
(tekst z 6 stycznia 2019 roku)
Z poważaniem i wdzięcznością
za wytrwałość i mądre myśli -
-
Jan Krzysztof Wasilewski, Lublin
Gratuluję piękny tekst, dużo w nim prawdy. Mówią jednak że dobrego knajpa nie zepsuje a złego kościół nie naprawi. To prawda stara jak świat więc unikam uogólnień i wrzucania wszystkich do jednego worka. Każdy przeżywa i odbiera Święta jak mu serce podpowiada ale warto o tym rozmawiać. Nawet największe głupoty robione razem z bliskimi i przyjaciółmi są wspaniałe. Karpie latem w płytkich stawach, w upalne dni przeżywają gorsze warunki niż sklepowe baseny i trzeba o tym wiedzieć. Tylko dzięki świątecznej tradycji funkcjonują plantacje choinkowe a w lasach państwowych pod liniami wysokiego napięcia gdzie normalny las nie może rosnąć. Moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Zabijanie jest częścią życia jeżeli nie jest marnotrawione. Jeszcze raz gratuluję tekstu zgadzam się z nim w większości.
OdpowiedzUsuńPani Urszulo czekałam na ten tekst. I nie zawiodła mnie Pani . Bardzo dziękuję I mam nadzieję , że jest nas więcej tak myślących
OdpowiedzUsuń