sobota, 27 stycznia 2018

Oby nie było za późno...( Tekst z dnia 27 stycznia 2018 roku)

O polityce nie ma co dziś pisać, bo dzieją się tylko jakieś flaki z olejem. Co może być ciekawego w spotkaniu szarej eminencji z jakimś amerykańskim politykiem? Wpływ amerykańskiej polityki, na nasze krajowe sprawy jest w zasadzie żaden. Prestiżowa przyjaźń, paru żołnierzyków przebywających na terenie Polski dla kurtuazji...
Mnie od wczoraj zajmuje coś zupełnie innego. Normalnie staram się otaczać swój umysł grubym murem wobec informacji, które mogły by zachwiać moim nastrojem i równowagą psychiczną. Niestety, moja wyobraźnia czasami płata mi wielkiego figla. W zasadzie ze spokojem i ogromnym emocjonalnym dystansem przyjmuje różne nieszczęścia, które wydarzają się na świecie każdego dnia. Gdybyśmy tego nie odsuwali od siebie, zwariowali byśmy po tygodniu. Czasem jednak jakaś informacja znajduje szczeliną w murze i trafia do naszego mózgu wprost do tkanki miękkiej.
Tak właśnie stało się wczoraj rano, kiedy TVN 24 rozmawiano z żoną polskiego himalaisty Tomasza Mackiewicza, która ze łzami w głosie błagała o zbiórkę pieniędzy na akcję ratowniczą, której odmówiła polska ambasada, rozumiem, że chodzi o ambasadę w Pakistanie???
Drodzy Państwo, ja osobiście nie rozumiem, dlaczego ludzie podejmują tak wielkie ryzyko, by zdobywać zimą szczyty gór. Pragnienie uprawiania sportów ekstremalnych jest mi całkowicie obce i sądzę, że po prostu jestem zwyczajnym tchórzem w tym obszarze. Jeśli lubię jakieś wyzwania, to raczej intelektualne i tego rodzaju płotki staram się całe życie przeskakiwać. Nie rozumiem tego uzależnienia od adrenaliny, które zmusza ludzi do ryzykowania życia.
Ale przyjmuję do wiadomości, że każdy z nas jest inny i ma różne potrzeby. Ta relacja żony, zrobiła na mnie ogromne znaczenie, bo nagle wbrew mojej woli, mój mózg skleił się z mózgiem człowieka, który godzina po godzinie oczekuje na pomoc, który wierzy i ma nadzieję, jednocześnie nie posiadając żadnej wiadomości o podjętej akcji ratunkowej. Dla takiego człowieka oczekującego na pomoc, doba może być połową życia, czasem tak długim, że zabijającym nadzieję. Docierają do nas różne informacje, że towarzyszka Tomasza zaczęła sama schodzić ze szczytu, ale wróciła, co wskazuje na to, że Tomasz żyje, i następna, że jednak Elizabeth schodzi sama, co może wskazywać, że dla Tomka nic już nie może zrobić i próbuje ratować się sama. Różne, głupie myśli do głowy człowiekowi przychodzą z braku rzetelnej informacji. Byłam pewna, że dziś, kiedy po południu wrócę do domu, dowiem się, że akcja ratunkowa się powiodła i że nasz rodak żyje. Niestety, dowiedziałam się tylko, że wprawdzie akcja ratunkowa się już zaczęła i że ratownicy idą po Tomka i Elizabeth, ale, że to może potrwać kolejną dobę.
Jestem wściekła, bo gdyby mnie ktoś poprosił, bym mu dała gwarancje na milion euro, bo czyjeś życie od tego zależy, to bym mu bez wahania takie gwarancje dała, nawet wiedząc, że w tym momencie groszem nie śmierdzę, a o tą niewyobrażalna kwotę martwiła bym się potem. Taki jest niestety problem z politykami, że kiedy trzeba, to nie widzą procedur ( katastrofa smoleńska), ale kiedy chodzi o ludzkie życie, nagle procedury, lub ich brak im przeszkadza. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że gdyby ambasada natychmiast podjęła decyzję o gwarancjach finansowych dla akcji ratunkowej, to dziś Pan Tomasz byłby już w szpitalu w otoczeniu bliskich! Nie, nie atakuję tu polskiego MSZ. Myślę, że ta ambasada nawet nie zawiadomiła o problemie, a po informacji w mediach ( brawo TVN po raz kolejny), była szybka reakcja MSZ.
Wiem, wielu z was powie: po cholerę tam idą, a potem trzeba płacić grube pieniądze, by ich ratować... Ja, jak wcześnie mówiłam, też nie rozumiem motywacji takich osób. Ale prawdą jest, że kiedy już zdobywają kolejne szczyty, biją kolejne rekordy, to my wszyscy, nieprzekraczający nigdy 200 metrów ponad poziom morza, bardzo chętnie przypinamy się do ich sukcesów mówiąc, że to my, Polacy tacy wspaniali jesteśmy. Jesteśmy dumni z ich wysiłku, w którym nasz udział polega tylko na tym, że mamy paszport z takim samym orzełkiem. Proszę więc nie marudzić, tylko trzymać kciuki i wierzyć całym sercem, że ratownicy zdążą na czas.

Panie Tomku, bardzo żałuje, że nie mam zdolności telepatycznego przekazywania wiadomości, bo mogła bym Panu powiedzieć tylko tyle: Serdecznie Panu współczuje, że musi Pan kolejną noc siedzieć sam nie znając swojego losu. Ale niech Pan nie traci nadziei! Niech Pan żyje, bo my tam po Pana idziemy i nie spoczniemy dopóki Pana nie znajdziemy! Niech Pan się trzyma i nie sprawi nam zawodu, bo wszyscy tu mówią, że niezły z Pana twardziel! I chcemy, by jutrzejszy dzień, kiedy już Pana znajdziemy, był dla nas dniem triumfu i radości, a nie rozpaczy! Trzymamy kciuki, ogrzewamy naszymi myślami i wiarą, że jeszcze nie jedna wielka góra przed Panem!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...