sobota, 21 sierpnia 2021

Czy warto ratować ten świat? ( Tekst z dnia 20 sierpnia 2021 roku)

  Czy warto ratować ten świat? 

Młodzi, którzy mają przed sobą całe życie powiedzą, że warto. Ci, którzy mają dzieci też by chcieli, bo dożyły one swoich lat w spokoju. Ci, którzy mają już wnuki, poważnie się niepokoją, czy one nie będą musiały w swoim życiu toczyć bitew o wodę i żywność, kiedy już większość świata zamieni się w pustynie.

Nie jestem ekspertką od ekologii. Ten list nie będzie więc o tym. Pomimo, że wiem, jak większość z WAS, że nie uderzy w nas asteroida, Ziemia nie pęknie na pół i nie ogarnie nas potop biblijnych rozmiarów. Koniec świata, który nadchodzi, nie będzie spektakularnym wydarzeniem. My się po prostu, zwyczajnie udusimy lub umrzemy z pragnienia i głodu.

Odwołam się do starego testamentu. Rzadko to robię, bo nie jest to dla mnie księga warta uwagi, ale w temacie mojego postu jedno, biblijne wydarzenie ma zastosowanie.

Bóg rzekł do Abrahama: Jeśli w Sodomie jest choćby dziesięciu sprawiedliwych, nie zniszczę tego miasta i mu wybaczę... Lecz nie znalazło się dziesięciu sprawiedliwych.

Słucham wiadomości...

Pijany kierowca zabił w wypadku matkę i czteroletnie dziecko. Premier, oczywiście, jak zwykle w takim momencie, bierze łopatę i zaczyna budować studnię, czyli zapowiada zwiększenie kar dla pijanych kierowców. Po dwóch tygodniach trzech kompletnie pianych, dojrzałych facetów zabija samochodem kobietę idącą po chodniku i jej córeczkę.

Słucham dalej... Policja po długim pościgu zatrzymała młodego kierowcę, który jechał 230 kilometrów na godzinę, kompletnie pijany, a u jego boku siedziała zachwycona pasażerka podniecona odwagą swego supermena.

Facet zabija rodzinę brata i ucieka.

Ksiądz molestuje staruszkę w szpitalu.

Ktoś napada na turystów, bo mówią obcym językiem, a tam ktoś okrada sklep.

Nie wiem, może ja za dużo czytam, albo za dużo oglądam telewizję! Może to wszystko się działo od zawsze, tylko o tym nie wiedziałam? A może po prostu doszliśmy już do ściany. Może ludzkość już przekroczyła granicę, za którą nie będzie już nic, poza obojętnością.

Afganistan... Dwadzieścia lat wojny. Wiele ofiar. Nadzieja dla żyjących tam ludzi, a potem totalna porażka. Dozbrojona, wyszkolona armia w zasadzie przeszła na stronę talibów. To jest tak, jakby amerykanie przez 20 lat dozbrajali i szkolili talibów właśnie. Teraz, amerykańskie karabiny będą umacniać cnoty niewieście w pozostawionych bez pomocy afgańskich kobietach. Coś jest w tym zegarze świata takiego dziwnego, że nawet jeśli ludzie chcą dobrze, wychodzi wszystko jak zawsze. Bo ten zegar się nigdy nie myli. On po prostu nie uznaje humanitarnych wojen ani bezkrwawych rewolucji.

Wojen nie powinno być nigdy. Ale skoro już Amerykanie chcieli coś zmienić, być może byłoby lepiej, gdyby strzelali zamiast budować szpitale czy szkoły. Może wcale nie byłoby więcej ofiar, a przynajmniej pozbyli by się barbarzyńców. Może, może, może... Tego nie wiem. Okrutna myśl, prawda? Ale do bólu logiczna.

Kiedy byłam dzieckiem, proboszcz, do którego chodziłam na religię mówił, że raz na jakiś czas powinna być wojna. Że to jest dobrze dla ludzkości. Bulwersowało mnie to, bo przecież nie ma bardziej czystszego zła, niż wojna właśnie. Dziś jednak, z perspektywy przeżytych lat, rozumiem tok jego myślenia. Rozumiem okrucieństwo tego dziejowego zegara.

Na przykład taka Japonia. Przez wiele lat była postrzegana jako bardzo przyjazny kraj, który porzucił przedwojenne dążenia do konfliktów. Potrafił nawet zaprzyjaźnić się z tymi, którzy ich pokonali i ich wykorzystać do budowania super nowoczesnego kraju. Tak było. Tak było, dopóki żyli jeszcze ludzie, którzy pamiętali Hiroszimę. Dziś, znowu wracają do starych zatargów z Chinami. Zapomnieli o tragedii, a w głowach budzi się stara natura samuraja, dla którego dyshonorem jest umrzeć w łóżku na raka, zawał serca czy udar. On musi walczyć o chujwieco. Nie podoba mu się dobrobyt, wygrywa tradycja, zatruwa mózg, odbiera rozum, żąda krwi. Wszyscy jesteśmy wrogami broni masowego rażenia i zawsze nas bolą niewinne ofiary. Lecz z przerażeniem uświadamiamy sobie, że gdyby nie było bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę, być może, II wojna światowa trwała by do dziś i ten mały naród zamiast zająć się prawdziwymi problemami, trzęsieniami ziemi czy grożącym tsunami, siadał by nadal na bomby bohatersko ginąc w obronie chujwieczego. Może by nadal mieszkali w drewnianych chałupach i głodowali. A tacy Żydzi, doświadczeni holokaustem, czy nie postępują podle i bezdusznie w stosunku do Palestyny? Nie mordują bombami cudzych dzieci? Dlaczego bezsensownie walczą o skrawek ziemi, na której mogli by szczęśliwie żyć wraz z sąsiadami? Także my Polacy zapominamy o komunie, zapominamy o tym, jak trudno nam było żyć. Nie wierzymy, że idąc do przodu, możemy skręcić i znowu wrócić w to samo miejsce...

Oglądałam w czwartek koncert w Sopocie z okazji dwudziestolecia TVN 24. Patrzyłam z zachwytem. Wreszcie oaza mądrych i dobrych ludzi. Tych na scenie i tych na widowni. Oaza.., a skoro jest oaza, to musi być i pustynia. Pustynia kłamstw, obłudy, propagandy, bezmyślności, obojętności, pijanych kierowców, morderców, katów dzieci i pedofilów, okrutników maltretujących zwierzęta, chciwców, leni, zdrajców, i wszelkiego rodzaju szkodników.

To miło nacieszyć oko oazą. Zobaczyć błyszczące suknie i spektakularne dekorację, zapominając na chwilę, że tam gdzieś w ciemnościach jest inny świat. Że na granicy w zimnie otoczeni wojskiem czekają głodni ludzie, a ich los zależy od tego, czy pomoc dla nich może przysporzyć rządzącym głosów w wyborach, czy je odebrać. Że łatwiej jest wysłać 3 samoloty po 150 osób, albo transport humanitarny Niemcom dotkniętym powodzią, niż ogrzać i nakarmić garstkę nieszczęśników. Że naszym symbolem stały się mury i druty kolczaste oddzielające nasz świat, od świata, którego nie chcemy widzieć. Bo przecież nie chodzi o pomoc, a o teatr...

I myślałam sobie podczas tego koncertu, że to jest piękne zobaczyć, że jeszcze w tym przeklętym przez bogów kraju można odnaleźć oazę wolności. Tylko czy w tej oazie jest wystarczająco wielu sprawiedliwych, by było warto ocalić ten świat...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pytacie, kim jestem? To ja, koń trojański! ( Tekst z dnia 25 kwietnia 2023 roku)

  Od dawna noszę się z zamiarem napisania pewnego listu. I miałby to być list skierowany do wszystkich normalnie myślących Polaków. Bo przez...