...Dawno temu, kiedy w książce lub filmie pojawiał się kościół, oznaczał on ocalenie dla bohaterów. Dziś, kiedy pojawia się ksiądz, zazwyczaj to on jest nosicielem zła. Kiedyś mówiono, że wszystkie filmy i książki tak naprawdę są o miłości. Dziś z perspektywy swego doświadczenia dostrzegam, że większość jest o agresji.
Nie, nie mam zamiaru obrać tu żadnej z ofiar ani umniejszać ich cierpienia. Tym bardziej, że zagłada narodu Żydowskiego wpisuje się również w temat tego listu.
Kiedy zaczynam jakiś temat, kiedy układam sobie w głowie kolejny post, zawsze zastanawiam się do kogo go powinnam skierować, bo w końcu mój blog miał być zbiorem dedykowanych listów. Ale powiem WAM, że czasami można swój głos skierować wyłącznie do WSZECHŚWIATA, wiedząc jednocześnie, że on nie ma oczu ani uszu i że się nad nim nie pochyli.
Ktoś powie, że smutne jest życie człowieka, który jest pozbawiony wiary i religii, bo z braku zrozumienia u ludzi, mógłby się zwrócić do boga. Ale co zrobić, jeśli to bóg jest winowajcą i do kogo zanieść skargę w takim przypadku.
Oczywiście żartuję. Nie będę się skarżyć na boga, bo ten przecież nie istnieje. Tak oto nie wiem, do kogo jest ten list i tak naprawdę do końca nie potrafię nazwać o czym.
Do tej refleksji, nieco zbyt szerokiej, a jednocześnie związanej niewidzialną nicią z ostatnimi wydarzeniami, skłoniły mnie obserwacje całego mojego życia. Ale jak zawsze jest jakaś iskra, która wreszcie podpala ognisko i jakaś kropla, która przepełnia kielich.
„ Naszym przeciwnikiem nie są katolicy, bo przecież, ludzie!, my jesteśmy katolikami w dużej większości. No nie wpadajmy w schizofrenię. Wiecie co? Mnie się to jakoś nigdy nie kłóciło, z moim liberalizmem, poczuciem wolności, pragnieniem nowoczesności. Ja nie widzę tam żadnej sprzeczności.”- powiedział Tusk na ostatniej konwencji swojej partii. I to chyba była iskra, która mi zapaliła się w mózgu. To wszystko bowiem odbywa się na tle tego barbarzyństwa na polskiej granicy z Białorusią. Nie odniosłam się do tych słów, bo staram się podchodzić do polityki bez emocji. Wcale nie jestem pewna, że Tusk jest głęboko religijny, bardziej podejrzewam, że nie. Rozumiem, że niestety, bez katolików się wyborów w Polsce nie wygra. Rozumiem to, pomimo całego bólu, jaki się z tym wiąże. Bo mnie się katolicyzm w bardzo dużym stopniu z wolnością kłóci, tak jak każda inna agresywna religia.
Ale prawdziwą kroplą, która zmusza mnie do opróżnienia kielicha goryczy jest książka, którą czytam. Leżała u mnie na półce od jakiegoś czasu i czekała grzecznie na swoją kolej. I naprawdę wydawało mi się, że już jestem odporna na zło tego świata, że o wszystkim już wiem i o wszystkim czytałam. Okazało się, że nie o wszystkim.
Książka jest zbiorem wspomnień tak zwanych „ocaleńców”. Członków rdzennych narodów zamieszkujących teren Kanady, którzy przetrwali tak zwaną narodową naturalizację w szkołach z internatem prowadzonych prawie wyłącznie przez kler, głównie katolicki. Naturalizacja miała w założeniu odizolować małe dzieci od ich środowiska w celu wtłoczenia ich siłą w to lepsze, białe społeczeństwo, ale w praktyce była powolną eksterminacją. Dlaczego napisałam, że holokaust to pikuś? Bo czytając poszczególne wspomnienia cały czas chodziło mi po głowie, że gdyby tak zebrano tych tubylców, co do jednego, łącznie ze starcami, kobietami w ciąży i dziećmi, wyprowadzono do lasu i rozstrzelano, a potem pochowano we wspólnej mogile (Katyń), byłby to dla tych ludzi akt łaski. Gdyby ich wszystkich po kolei zaprowadzono do komory gazowej i zamordowano, ich cierpienie nie trwałoby długo. Prosta rzecz, jak równanie matematyczne. Teraz nastała rasa białych panów. A więc kolorowych zabijamy i żyjemy na ich terenie, jako zwycięska rasa. Proste! Zrozumiałe chociaż okrutne. Ale to nie wystarczyło. Nie o to chodziło. Ktoś, kto nosił sutannę i złoty krzyż na piersi dostał władzę nad drugim człowiekiem i postanowił dać upust drzemiącym w nim agresji i chuci. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, by odebrać rodzicom dzieci, często poniżej trzeciego roku życia, by rozdzielić rodzeństwa, by w celu finalnego zamordowania latami te dzieci głodzić, trzymać w zimnie, gwałcić, tłuc do nieprzytomności, poniżać, pozbawiać tożsamości, sprawiać, by zapominały własne imiona, twarz matki i było tylko numerem. A potem, kiedy po kilku lub kilkunastu latach tego „wychowania”, każdego, kto ocalał oddać do adopcji, najczęściej na wieś, gdzie musiało zastąpić często konia przy pługu. Wyszkolone do posłuszeństwa i cierpienia oraz zaspokajania potrzeb białego człowieka, doznawały w domach adopcyjnych podobnych krzywd i upokorzeń.
A co, jeśli zwyrodnialec nie był jeden, jeśli były ich setki? Jeśli w tych szkołach z internatem nie znalazł się ani jeden ksiądz, ani jedna zakonnica, ani jedna kucharka, ani jeden woźny, którzy zachowywali by się w stosunku do tych dzieci, jak ludzie?
Dziś w Kanadzie wyciąga się tę okrutną prawdę o „białym człowieku”, stworzonym podobno na podobieństwo boże”. Mówi się także o wybaczeniu i o pojednaniu... I to mnie rani po raz kolejny. Bo wybaczenie oznacza.., bo pojednanie oznacza, że nie będzie zemsty i kary, że ten winowajca, którego macki oplotły cała kulę ziemską, on na chwile się zawstydzi, choć nieszczerze, opuści głowę, ale kiedy się wzmocni będzie robił to samo, bo wie, że jest bezkarny!
A nas, radosny barani ludek uległy słodkim kłamstwom, stać tylko na to, by nawołując do szacunku dla naszych tradycji, symbole kultur i tradycji zniszczonych przez naszych pasterzy, wykorzystywać w formie gadżetów dla turystów. Gadżetów wykonanych w Chinach, bo przecież ręce, które mogły je wykonać zamordowaliśmy lub zmusiliśmy, by zapomniały, czyje były.
Kanada, to jeden wycinek historii. Watykańska ośmiornica dotarła wszędzie. Afryka, Ameryka Południowa, wielkie tajemnice, spalone dokumenty, zamordowani świadkowie... Czy kościół kiedykolwiek okazał miłosierdzie wypieranym ze swoich domów i głodzonym na śmierć Aborygenom? Na tle tych historii z ostatnich 200-300 lat, wojny krzyżowe wydają się być humanitarnym szerzeniem wiary. Nawet nas, słowiańskie ludy, zakon krzyżacki traktował jak istoty podrzędne. Przemoc kogoś, kto trzyma w ręku krzyż, jest dla nas prawem.
Patrzę na różnych działaczy społecznych. Każdy prowadzi swoją własną, bliską sercu wojenkę. O prawa kobiet, o prawa LGBT, o niepełnosprawnych, z rasizmem, z mordowaniem czarnych przez amerykańskich policjantów. Pól walki jest bardzo wiele, ale one dotykają tylko wierzchołka góry. Nigdy nie zagłębiają się w samo jądro piekła.
To wojna z góry przegrana, a zwycięstwa są tylko pozorne. Bo jeśli się zagłębimy w te wszystkie problemy, jeśli zadamy sobie podstawowe pytanie: Dlaczego człowieka nienawidzi człowiek, dlaczego poniża się kolorowych, dlaczego popiera się dominację patriarchatu, a w kobietach utrwala cnoty niewieście, dlaczego był holokaust i inne przypadki ludobójstwa, otrzymamy tylko jedną odpowiedź. Każda z dróg, którą zło przyszło do naszych serc zaczyna się przy dwóch skrzyżowanych kawałkach drewna, których symbole wiszą w naszych domach, w urzędach, szkołach, i na szyi większości w nas.
I tu wracamy do słów Tuska... Słów pojednawczych, a jednak złowieszczych dla mnie. Chcemy zwalczyć PiS. Potrzebujemy wyborców. Aby ich zyskać, nie możemy im wykrzyczeć w twarz prawdy o tym, w co wierzą. Musimy ich głaskać i kłamać. I tak będzie już zawsze. Tego nie pokonamy, bo musieli byśmy powyciągać sobie z zakutych łbów te zniewolone mózgi!
Na tym polega nasze przekleństwo! Prędzej zniszczymy ten świat i doprowadzimy do ekologicznej zagłady, niż uda nam się choćby w 10% uleczyć go z religijnej choroby.
Ludzie umierają na naszych oczach z głodu, wyczerpania i zimna i nikt nie zaryzykuje się sprzeciwić. Nikt nie pospieszy na ratunek... Kim jesteśmy? Czym jesteśmy?
Niektórzy, gdy zobaczą grupę uchodźców, której się udało przedostać, natychmiast denuncjują to pogranicznikom. Czy to nie jest przyznanie się do winy? Czy nadal będziemy się wypierać rzezi w Jedwabnem i sprzedawania Żydów? Przecież w naszej mentalności nic się nie zmieniło.
To się wszystko dzieje dziś i teraz, a my świętujemy prezydenckie dożynki. Cieszymy się z medalu siatkarzy, kiedy nasze wojsko i białoruskie służby przerzucają sobie trupy przez granicę, jak tę piłę przez siatkę, to w jedną stronę to w drugą. No i nie zapomnieliśmy o beatyfikacji następnych zasłużonych dla kościoła, szczególnie Wyszyńskiego.
Święty, święty, święty!.. Dopóki się nie wyda, że był pedofilem albo współsprawcą. Bo fakt, że był faszystą nikomu nie przeszkadza.
Książka, o której mówię, to „ 27 śmierci Toby'ego Obeda”. Polecam wszystkim tym, którzy mają silne nerwy.
Jeśli ktoś ją przeczyta i nie zapali mu się czerwona lampka, jeśli nadal będzie uważał, że to takie piękne, że „ przecież jesteśmy katolikami w większości”. Jeśli mu się to nadal nie będzie kłócić z wolnością i liberalizmem, mogę mu tylko życzyć spokojnego życia. Mogę mu poradzić, by nadal czuł się świetnie należąc do najbardziej zbrodniczej organizacji w dziejach świata. Niech śpi spokojnie z krzyżykiem na piersiach ( lub innym symbolem równie agresywnej religii) i niech ten symbol nadal służy mu za usprawiedliwienie, niech mu zamyka oczy, uspokaja sumienie.